- Drony nad Polską. Donald Trump zamiast twardo odpowiedzieć Putinowi szuka dla niego wymówek
- Słowa mają znaczenie – a prezydent USA mówi łagodniej niż jego ambasador przy NATO
- Miękkość Trumpa zachęca Putina do dalszych prowokacji wobec Polski
- Dziś to europejscy sojusznicy są bardziej wiarygodni niż Ameryka Trumpa
Europa reaguje na rosyjskie drony, Trump kombinuje, jak nie obrazić Putina
Środowa szarża rosyjskich dronów nad polskim niebem zweryfikowała kilka ważnych dla nas rzeczy: procedury zadziałały, polskie wojsko stoi na posterunku bezpieczeństwa, NATO działa, a europejscy sojusznicy nie tylko są u boku naszej armii, ale ślą wsparcie. Tylko co do najważniejszego sojusznika ciągle możemy mieć wątpliwości, bo Donald Trump nawet, gdy rozmawia z Karolem Nawrockim, słyszy podszepty Putina.
Cała środa upłynęła na wyrazach potępienia prowokacji rosyjskiej. Kolejni europejscy przywódcy prześcigali się w zapewnieniach, że nie dadzą Polsce zrobić krzywdy. Padały kolejne deklaracje o wysłaniu dodatkowego wsparcia wojskowego. Sygnał polityczny wysłany na Kreml mówił jasno: NATO działa i będzie reagować na każde zaczepki Rosji. Tymczasem wszyscy czekaliśmy na wieści z Waszyngtonu. Jak zareaguje Donald Trump? Bo wiadomo, że tylko z jego głosem liczy się Putin. Co amerykański prezydent powie Karolowi Nawrockiemu, z którym był umówiony na rozmowę?
Zaczęło się od enigmatycznego wpisu w mediach społecznościowych Trumpa. „O co chodzi z naruszaniem przez Rosję przestrzeni powietrznej Polski? Zaczyna się” – mogliśmy przeczytać i każdy mógł po swojemu zinterpretować, co miał na myśli. Szybko jednak uwaga Trumpa skupiła się na śmierci Charliego Kirka – amerykańskiego radykała, jednej z gwiazd ruchu MAGA, który został zastrzelony przez nieznanego dotąd sprawcę. Trzy wpisy na jego temat i jeden wpis o Rosji – nic dobrego to nie znaczyło.
Sama rozmowa Karola Nawrockiego z Trumpem niewiele zmieniła. „Dzisiejsze rozmowy potwierdziły jedność sojuszniczą” – napisała w lakonicznym komunikacie Kancelaria Prezydenta. Jego oszczędny ton – zdaje się – wyjaśniła czwartkowa wypowiedź Donalda Trumpa, który pytany o ocenę naloty dronowego na Polskę, stwierdził, że być może była to pomyłka ze strony Rosji. Żadnego twardego potępienia Putina, żadnych ostrzeżeń przed dalszymi prowokacjami, żadnych zapewnień o obronie Polski w wypadku rosyjskiej agresji.
Słowa, które działają. I te, które nic nie znaczą. Trump wybiera te drugie
Czasami kpimy sobie z wypowiedzi europejskich przywódców, którzy z „całą mocą” potępiają to, czy inne wydarzenia na arenie międzynarodowej. To oczywiście banał, ale trzeba go powtarzać – słowa w polityce mają znaczenie. W sytuacji takiej, w jakiej znalazł się w środę Polska, czekaliśmy na jasny komunikat Trumpa do Putina. Taki, jaki nie raz słyszeliśmy z ust Baracka Obamy czy Joe Bidena – że USA będą bronić każdego centymetra terytorium NATO. Były czasy, kiedy były to słowa rytualne, ale dziś ten korzystny dla nas rytuał nie obowiązuje.
Trump, zamiast językiem siły, mówi do Putina językiem samego Putina – lekceważącym zagrożenie, zakładającym dobrą wolę Rosji, szukającym dla Rosji okoliczności łagodzących. Możemy się pocieszać, że jeszcze w środę ambasador USA przy NATO Matthew Whitaker napisał w mediach społecznościowych: „Jesteśmy z naszymi sojusznikami w obliczu tych naruszeń przestrzeni powietrznej i będziemy bronić każdego cala terytorium NATO”. Ważne jest jednak nie tylko to, co kto mówi, ale kto to mówi. Ambasador USA przy Sojuszu Północnoatlantyckim to nie prezydent Stanów Zjednoczonych.
Trump pozwala Putinowi, by pławił się we własnej bezczelności
Można oczywiście się pocieszać. Na przykład tym, że słowa Trumpa o pomyłce to element złożonej gry, dyplomatycznych szachów 3D, które przebiegły prezydent prowadzi z naiwniakiem z Kremla. Albo tym, że trzeba poczekać, bo Trump może i w słowach jest miękki, ale w końcu liczą się czyny i pewnie za chwilę odpowie Rosji w sposób zdecydowany.
Umówmy się jednak, że strategia ustępstw i ugłaskiwania Putina nie działa. Czerwony dywan, który witał go na Alasce miał zmiękczyć jego stanowisko ws. wojny w Ukrainie. Efekt jest jednak odwrotny od zamierzonego. Od czasu spotkania z Trumpem zamiast się miarkować, Putin pławi się we własnej bezczelności. Ataki na Ukrainę tylko się wzmogły, a ich skala jest coraz większa. Rosyjskie rakiety spadły na amerykańską fabrykę w Ukrainie. Jest też wreszcie środowa eskapada rosyjskich dronów nad Polską.
Widać wyraźnie, że dotychczasowa polityka Trumpa wobec Rosji nie przynosi efektów i została odczytana przez Putina jako słabość USA. A skoro tak, można więcej i mocniej. Brak zdecydowanej reakcji Trumpa na rosyjskie drony w Polsce, będzie zinterpretowany podobnie. Skoro mówi, że to pomyłka, to będziemy się „mylić” dalej – kombinują zapewne na Kremlu. Zamiast liczyć na większy spokój, można – przynajmniej na tę chwilę – spodziewać się kolejnych prowokacji i eskalacji ze strony Rosji.
I na tym właśnie polega problem z publiczną reakcją Trumpa. Dla Rosji i Putina to jasny sygnał, że mogą sobie pozwalać na takie rzeczy, bo skoro coś nie jest zabronione przez Trumpa, to znaczy, że jest przez niego dozwolone.
Europa bardziej wiarygodna niż Trump?
Być może Trump szykuje jakąś odpowiedź na bezczelność Rosji i może wreszcie zrozumie, z kim ma do czynienia w Moskwie. To jednak ciągle pieśń przyszłości. Na tę chwilę komunikacja przywódcy naszego najważniejszego sojusznika wskazuje, że ile byśmy go jako Polska i Europa nie przekonywali, czym jest Rosja i że trzeba z nią rozmawiać siłą, to ciągle słyszy szept Putina, który mówi do niego silniej niż najdonioślejszy nawet głos płynący z europejskiej części NATO.
I na koniec jeszcze jedno – polska prawica, zakochana w Trumpie bez pamięci, od 2016 r. przekonuje nas, że w kwestiach bezpieczeństwa możemy liczyć wyłącznie na jego Amerykę, bo Europejczycy to słabeusze, którzy poza gadaniem nic nie robią. Ostatnie dni pokazały, że jeśli ktoś jest dziś wiarygodnym sojusznikiem Polski, to są nim nasi europejscy partnerzy, którzy nie tylko słowem, ale i czynem wzmacniają nasze bezpieczeństwo. Chciałoby się, aby tę wiarygodność przejawiły Stany Zjednoczone Donalda Trumpa, ale żyjemy tymi nadziejami od jego styczniowej inauguracji i ciągle nie chcą się one zmaterializować.