Widać, że pan rzecznik jest straszliwie wygłodniały medialnie. Tyle czasu prezes Kaczyński kazał mu milczeć, że teraz, kiedy otwiera usta, płynie z nich czyste złoto. Imponuje mi, z jaką klasą wpisuje się w polityczną histerię wywołaną przez wypadek z Kamienia Pomorskiego. Od czwartku trwa partyjna licytacja, kto da pijanym kierowcom więcej. Jedni chcieli dożywotnio zabierać prawo jazdy, inni podwyższać kary więzienia, a jeszcze inni zabierać samochody. Nikt jednak nie poszedł tak daleko jak Adam Hofman, który jak nikt inny czuje, co chce usłyszeć ulica. Ale czy politykowi to wypada?
Nie to, że uważam posła Hofmana za poważnego polityka, ale jednak moje podatki idą na jego utrzymanie. I nawet jeśli to zadaniowy działacz, któremu przypadła w udziale rola medialnego błazna, mówiącego, co mu ślina na język przyniesie. Cóż, przynajmniej jemu taka rola wyraźnie jednak pasuje, ponieważ zdaje się on wyznawać zasadę, że nie ważne, co, ważne, żeby o nim mówili. A mówią dużo, bo i dużo niedorzeczności w słowach pana rzecznika. Jak choćby ta o karze śmierci za spowodowanie wypadku po pijanemu.
Nie wiem, czy to oficjalne stanowisko PiS, ale już parę razy partia Jarosława Kaczyńskiego debatę na jej temat próbowała wzniecić i ugrać coś na swojej bezwzględności. Zawsze kończyło się na tym, że uwarunkowania międzynarodowe – nasze członkostwo w Unii Europejskiej i Radzie Europy – nam to uniemożliwiają. Po co więc opowiadać farmazony o karze śmierci wobec pijanych kierowców? Żeby po raz kolejny wyjść na politycznego wariata? Bardzo proszę. Ale miejsce dla takich jak on powinno być poza parlamentem.