Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny

Tomasz Walczak: Zabójstwo Niemcowa pachnie robotą FSB

2015-02-28 16:41

W piątek wieczorem w cieniu murów Kremla zastrzelono Borysa Niemcowa, jednego z najbardziej rozpoznawalnych działaczy rosyjskiej opozycji. Chyba tylko oficjalna kremlowska propaganda nie wierzy, że było to morderstwo polityczne. Dla niej to prowokacja wymierzona we Władimira Putina  

Niemcow to najwyższy rangą rosyjski polityk, którego w ostatnich latach dosięgnęły kule skrytobójcy. To także pierwsze od wielu lat zabójstwo na tle politycznym w Rosji. Przyszło ono tuż przed antywojennym wiecem opozycji i w czasie, kiedy w obliczu wojny na Ukrainie reżim Putina znacząco przykręcił śrubę środowiskom opozycyjnym. Chociaż Niemcow od jakiegoś czasu znajdował się w cieniu gwiazdy Aleksieja Nawalnego (który tydzień temu trafił na dwa tygodnie do aresztu za rozdawanie ulotek), to zapisał się jako niezmordowany krytyk złodziejstwa i rozbestwienia elit dzisiejszej Rosji. To on analizował majątek Putina, to on donosił o skali korupcji przy okazji igrzysk w Soczi, to on przygotowywał raport o zaangażowaniu Rosji w wojnę na Ukrainie. Choć w oczach zwykłych Rosjan kojarzył się jak najgorzej z dekadą Jelcyna, słuchano go tylko na Zachodzie i wąskich kręgach moskiewskiej opozycji, to jednak od 2012 roku Putin nie raz już udowodnił, że nie toleruje jakiejkolwiek krytyki. Być może nie stał bezpośrednio za zleceniem zabójstwa Niemcowa, ale wydaje się, że fakt, iż opozycjonista zginął tuż pod okiem ochrony Kremla, wskazuje, że zleceniodawcy czuli się wyjątkowo pewnie i nie obawiali się reperkusji. Trop zapewne wiedzie do Federalnej Służby Bezpieczeństwa, która lubuje się w podobnych historiach.

Przypomina się rok 1998. Mało wówczas znany agent FSB Aleksandr Litwinienko razem z dwoma zamaskowanymi kolegami z bezpieki zorganizowali konferencję prasową, podczas której wyznali, że kierownictwo zleciło im zabójstwo Borysa Bieriezowskiego – wszechmocnego oligarchy z nieograniczonym wpływem na Borysa Jelcyna. Jak mówił Litwinieno, pewnego dnia wezwano go z kolegami na odprawę i zakomunikowano im, że zostali wyznaczeni do wykonania wyroku na Bieriezowskiego. Znając jednak FSB od podszewki, zdawali sobie sprawę, że po wykonaniu tego nietypowego zadania, zostaną zapewne zlikwidowani, by nie pozostał żaden ślad wiodący do zleceniodawców. Dlatego odmówili i zdecydowali się zakomunikować wszystko opinii publicznej.

Być może podobnie było w przypadku Niemcowa. Jego zabójca nie był bowiem zwykłym moskiewskim zabijaką, ale wyszkolonym zabójcą. Działał z zadziwiającą sprawnością, znamionującą dobre przygotowanie do tego typu zleceń. Nawet jeśli nie był agentem FSB, mógł pochodzić z jej okolic, a decyzja o napuszczeniu go na Niemcowa zapadało najpewniej wśród wysokich czynników rosyjskiej bezpieki, które zapewniły, że w okolicach Kremla nikt nie będzie zabójcy niepokoić.

Putin ustami swojego rzecznika może mówić o prowokacji, ale nie zmienia to faktu, że na rosyjską opozycję właśnie padł blady strach. Zabójstwo Niemcowa to jasny sygnał: „Nie wychylajcie się!”. Jeśli nie posłuchacie podzielicie jego los. W obliczu wojny z Ukrainą, propagandowego starcia z Zachodem i pogarszającej się sytuacji gospodarczej putinowski reżim zwiera szeregi. Albo jest się z nim, albo przeciwko niemu.