Tomasz Walczak

i

Autor: Piotr Grzybowski Tomasz Walczak

Tomasz Walczak: Wygaszanie rewolucji

2018-11-22 5:00

Proszę Państwa, 20 listopada 2018 r. skończyła się w Polsce pisowska „reforma” sądownictwa. Mimo szumnych zapowiedzi, przekonywania o dziejowej konieczności, stawiania na szali kilku karier politycznych i autorytetu polskiego państwa, PiS pod naciskiem Trybunału Sprawiedliwości UE zarządził odwrót z demolki w Sądzie Najwyższym. Do Sejmu wpłynął wczoraj projekt zmian w prawie, które unieważniają ponad dwuletnie próby kadrowej rewolucji w tej instytucji.

Nie ma, oczywiście, po czym płakać. Zmiany, nie tylko, że niekonstytucyjne i pozbawiające nas i tak już topniejących aktywów Polski w Unii Europejskiej, to jeszcze nie były tak naprawdę żadną reformą wymiaru sprawiedliwości. PiS oraz firmujący te zmiany Zbigniew Ziobro oraz Andrzej Duda przekonywali, że bez czystki w SN, Polacy nigdy nie zaznają w sądach sprawiedliwości, one same nigdy nie zaczną sprawnie działać. Tyle, że to, co chciała zmieniać rządząca ekipa, nie było nie tylko przyczyną, ale nawet objawami niewydolności wymiaru sprawiedliwości.

PiS rozpętał więc karczemną awanturę wokół SN w zasadzie po nic. Dął jedynie w żagle opozycji, pozwalając jej znaleźć swoją polityczną busolę i napędzał szkodliwą dla ekipy Kaczyńskiego narrację o próbach wyprowadzenia Polski z UE. I co więcej zepchnął nasz kraj na głębszy margines we Wspólnocie. A wszystko po to, żeby zadowolić swój najtwardszy elektorat. Cena, jaką rządzący zapłacili za te pieszczoty niewarta była tego wszystkiego. Wczorajsza rejterada to wyraźna porażka tych polityków, którzy działają w PiS-Frakcja Rewolucyjna – wszystkich Zbigniewów Ziobro, Patryków Jakich, Krystyn Pawłowicz i Dominików Tarczyńskich, którzy w imię insurekcji przeciwko III RP gotowi byli podpalić państwo bez pomysłu, co na jej zgliszczach zbudować.

Oczywiście, wiele ze zmian, które Ziobro i jego totumfaccy wprowadzili, pozostaje. I to nimi PiS pewnie będzie pocieszał najwierniejszych swoich wyznawców. Niemniej, działania TSUE, które zmuszają rządzących to kompromitującego odwrotu, są jednocześnie błogosławieństwem dla PiS. Na kilka miesięcy przez eurowyborami wygaszają jeden z unijnych frontów, na których bezsensownie wykrwawiała się partia Jarosława Kaczyńskiego, dając powody do twierdzeń o wspomnianym polexicie. Wytrąca też liberalnej opozycji sporo argumentów o dyktatorskich zapędach PiS oraz zamachu na praworządność. Nadal tylko zachodzę w głowę, po co to wszystko PiS było? Wiele bowiem musiało się zmienić, żeby nie zmieniło się nic.