Pojawiały się więc nawiązania do odzyskania niepodległości przez Polskę w 1918 roku i nadziei, które to wydarzenie wlało w serca Polaków. Był też wątek Powstania Warszawskiego, którego cel polityczny realizuje się w wyborze Andrzeja Dudy na prezydenta. Twórczo rozwinął tę myśl niezawodny Jacek Kurski, który przypomniał, że w dniu inauguracji minęło 1944 dni od śmierci Lecha Kaczyńskiego i okrasił ten niebywały zbieg okoliczności odpowiednim cytatem z Mickiewiczowskich "Dziadów" ("a imię jego czterdzieści i cztery), co tylko miało podkreślić mesjanistyczny charakter tej prezydentury. Nie zabrakło też nawiązań do Żołnierzy Wyklętych. W końcu wybór Andrzeja Dudy przypadł na rocznicę śmierci rotmistrza Pileckiego. W tej symbolice zabrakło mi tylko uznania, że nowy prezydent RP to realizacja wezwania Jana Pawła II, by "zstąpił Duch Twój i odnowił oblicze ziemi. Tej ziemi". Ale i bez tego poziom groteski sięgnął zenitu.
I nie jest to kpina - to wyraz współczucia dla Andrzeja Dudy. Ciężar oczekiwań, jaki spadł na jego barki, jest bowiem nie do udźwignięcia dla zwykłego śmiertelnika. Kto bowiem jest stanie pomieścić w sobie geniusz polityczny Józefa Piłsudskiego, odwagę powstańców warszawskich i niezłomność Żołnierzy Wyklętych? Kiedy rozbudza się w ludziach takie emocje, kiedy wmawia się im, że demokratyczny polityk to pomazaniec boży, to można być pewnym, że zawód, jaki wobec tak kosmicznych oczekiwań niechybnie musi przynieść prezydentura Andrzeja Dudy, sprawi, że najbardziej zawiedziony będzie jego co radykalniejszy elektorat.
Ten, oprócz woli wypełnienia się głoszonej w prawicowych mediach przepowiedni, ma swoje oczekiwania radykalnej sanacji państwa w duchu fundamentalistycznego katolicyzmu i krzykliwego patriotyzmu, co jest jednak w Polsce marginesem. Andrzej Duda, który nie jest politycznym samobójcą i na pewno już dziś myśli o reelekcji, bez wątpienia będzie starał się funkcjonować bliżej centrum niż tej wersji prawicy, by nie zrażać do siebie wyborców decydujących o przyszłym wyborczym zwycięstwie. Czy więc i za pięć lat będzie mógł liczyć, że na ulicach będą go witać transparenty "Habemus Praesidentem"? Przypuszczam, że nie.
Zobacz: Tadeusz Płużański: Duda - problem dla Rosji i Niemiec?
Przeczytaj też: Paweł Śpiewak: Za pięć lat Duda przegra z Tuskiem