Patriotycznie nastawiona część naszego społeczeństwa, a raczej część tej części, czyli środowiska kibolskie, z braku lewackiego przeciwnika, powodowane chorobliwym na prawicy kombatanctwem starły się z policją. Prewencyjnie, żeby lewactwo wystraszyć. Bolszewickiej hydrze odrosły jednak kolejne głowy i już gotowi się, aby jeszcze w tym roku zaatakować.
A wszystko to przy cichym przyzwoleniu polskiego rządu, który na 11 listopada ściąga do stolicy szczyt klimatyczny ONZ. Wraz za jego uczestnikami mają ściągnąć alterglobaliści, którzy w trzeźwej, jak zwykle, ocenie Jarosława Kaczyńskiego stanowią „elementy awanturnicze”. Alterglobaliści, wiadomo, lewactwo, a więc prowokacja wobec zdrowej tkanki narodu, szykującej na ten dzień swoje patriotyczne obchody. Donald Tusk rękami awanturników z zagranicy chce popędzić prawdziwym Polakom stracha. Pogonić pałą, wybić im marsze niepodległości z głowy i z narodowego święta uczynić „świętem lewackich bojówek” (sic!). Tak to przynajmniej widzi cudowne dziecko „Gazety Polskiej”, Samuel Pereira. Zaprzańcy z PO znów udowadniają, że Polską i patriotyzmem gębę sobie wycierają. Jak nie żydowskimi spiskami czy masońskimi knowaniami, to ekologią próbują walczyć z prawdą i Narodem (tym pisanym wielką literą).
I jak tu nie czerpać tej trochę niezdrowej masochistycznej przyjemności z obcowania z cudownym na swój sposób, paranoicznym światem naszej prawicy? Jak nie doceniać tych wymyślnych teorii spiskowych, które masowo produkuje? Jak nie zauważyć fantastycznego paradoksu godnego tego chrześcijańskiego, mówiącego, że Jezus był jednocześnie Bogiem i człowiekiem, w ten świat wpisanego? Tego oto, że wielki naród polski jest jednocześnie na tyle wątły, by dać się wykończyć przez rząd Tuska i jego lewacki zaciąg z zagranicy. Całe szczęście póki trwa nasza prawica, Polska nie zginęła.