Tomasz Walczak

i

Autor: Piotr Grzybowski Tomasz Walczak

Tomasz Walczak po wystąpieniu Trumpa: Iran strzela, wojny nie będzie

2020-01-08 17:45

Świat zadrżał na wieść o tym, że nocą Irańczycy ostrzelali rakietami dwie bazy amerykańskie w Iraku – spodziewana i zapowiedziana zemsta za zabójstwo Kasema Sulejmaniego, która miała doprowadzić do otwartej wojny między USA i Iranem. Wygląda jednak na to, że widmo kolejnej wojny na Bliskim Wschodzie się oddaliło. Wystąpienie Donalda Trumpa to potwierdza.

Skąd ten optymizm? Wszyscy spodziewali się krwawych retorsji ze strony irańskiego reżimu, które nakręcałyby spiralę agresji w i tak już zdestabilizowanym rejonie świata. I krwawo było, ale tylko w propagandzie ajatollahów. Ataki rakietowe – jak wszystko na to wskazuje – były celowo przeprowadzone tak, by nikt z Amerykanów nie zginął. Irańskie władze chwaliły się jednak, że śmierć poniosło w nich 80 osób. Żądni zemsty Irańczycy, którzy masowo uczestniczyli w pogrzebie Sulejmaniego i manifestacjach jedności wokół reżimu, mogą być usatysfakcjonowani daniną krwi, którą w alternatywnej rzeczywistości złożyli Amerykanie za swoje zachowanie.

Znaczące były też słowa najwyższego przywódcy duchowego ajatollaha Chameneiego, który kilka godzin po ataku co prawda poprzysiągł dalszy odwet na Amerykanach i zapowiadał, że ostatecznym celem Iranu jest wygnanie Stanów Zjednoczonych z Bliskiego Wschodu, ale jednocześnie powstrzymał się od gróźb militarnych.

Wszystko to wskazuje na to, że irański reżim jest zadowolony ze swojej odpowiedzi na zabójstwo Sulejmaniego, a jednocześnie pozostawił Donaldowi Trumpowi uchylone drzwi do wycofania się z dalszego zaogniania sytuacji między Waszyngtonem a Teheranem. Skoro nie ma amerykańskich ofiar irańskiej zemsty, administracja Trumpa nie ma swojego casus belli i może oczywiście – podobnie jak ajatollahowie – pozostać przy wojowniczej retoryce, ale nie musi podejmować militarnych działań, które w polityce oko za oko w końcu mogłyby wymknąć się spod kontroli. A tego nie chcą Irańczycy, a tym bardziej nie chcą Amerykanie.

Wyraźnie zadowoliło to Donalda Trumpa. W czasie briefingu w Białym Domu stwierdził, że Iran wydaje się wycofywać i przeszedł do rytualnej pochwały wielkości Stanów Zjednoczonych. Potwierdza to dotychczasową logikę konfliktu irańsko-amerykańskiego. Trwające od maja 2018 r. napięcia w relacjach z Teheranem, już kilka razy bliskie przerodzenia się wojnę, zawsze były wyciszane w ostatnim momencie. Tak stało się i tym razem. Nie oznacza to, że nagle zniknie konflikt amerykańsko-irański. Bo nie zniknie. Ale oba kraje wrócą do swojej codziennej praktyki, którą jest cicha wojna. A to zawsze lepiej niż otwarty konflikt, którego konsekwencji w regionie, gdzie zbiegają się interesy lokalnych potęg i globalnych mocarstw, nikt nie byłby w stanie przewidzieć.