Nie jest tajemnicą, że chińskie firmy nie są wolne od wpływów tamtejszego rządu. Może on wymagać od przedsiębiorców współpracy przy zbieraniu danych wywiadowczych. Warto też pamiętać, że relacje Huawei z chińską władzą są jeszcze bliższe: założyciel firmy, Ren Zhengfei, był technologiem na usługach Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej.
W lutym ubiegłego roku doszło do tego, że szefowie sześciu amerykańskich agencji wywiadowczych rekomendowali Amerykanom, by nie używali telefonów produkowanych przez Huawei i inną chińską firmę ZTE. Pół roku później amerykański Kongres przyjął prawo zakazujące tamtejszym instytucjom państwowym używania sprzętu produkowanego przez Chińczyków.
W ostatnim czasie największe emocje budziła sprawa rozwoju sieci superszybkiego internetu 5G dla komórek. Huawei to obok szwedzkiego Erikssona i fińskiej Nokii główna firma ostrząca sobie zęby na wejście na ten intratny rynek. Na Zachodzie uznano, że może być ona wykorzystywana do dostarczania danych do chińskich służb i przekazywania ich utrzymywanym przez państwo hakerom do ataków na sieci komunikacyjne innych państw. Tym bardziej że sieć 5G może dać jeszcze większe możliwości w inwigilacji niż obecne technologie.
Dlatego od sierpnia 2018 r. kolejne państwa zakazywały używania sprzętu Huawei do budowy sieci 5G w swoich krajach. Takie zakazy wprowadzały kolejno Australia, Nowa Zelandia czy Japonia. W grudniu francuski operator komórkowy Orange poszedł tą samą drogą, choć polski oddział firmy nadal używa sprzętu Chińczyków do testowania sieci 5G w Gliwicach. T-Mobile również z nimi współpracuje, mimo wątpliwości, które Huawei budzi także w ojczyźnie firmy, czyli w Niemczech.
Oskarżenie chińskiego biznesmena o szpiegostwo może jednak wiele zmienić w podejściu do firm telekomunikacyjnych z Państwa Środka. A na pewno powinno. Skoro nasi zachodni sojusznicy mają wobec nich tyle wątpliwości i decydują się na tak bezprecedensowe działania, swoich obaw nie wyssali z palca.