Tomasz Walczak

i

Autor: Piotr Grzybowski Tomasz Walczak

Tomasz Walczak o zmianach w sądownictwie: Kopiuj-wklej po pisowsku

2019-12-19 7:24

Przez długie lata po upadku komunizmu Zachód był lustrem, w którym były blok wschodni przeglądał się, szukając inspiracji do reform mających stworzyć z przynależnych doń krajów „normalne” państwa. W ich gronie była też Polska, która dzielnie importowała wiele rozwiązań instytucjonalnych i prawnych z tzw. dojrzałych demokracji. Najpierw Putin, potem Orban, a w końcu Kaczyński uznali, że małpować Zachodu nie musimy, bo iść trzeba własną drogą.

PiS zakwestionował zwłaszcza definiującą państwa Zachodu demokrację liberalną, która oprócz tego, że charakteryzuje się wolnymi wyborami, prawami obywatelskimi oraz gospodarką rynkową, ma w swoim DNA także rządy prawa i wyraźny podział wzajemnie kontrolujących się władz. Ideolodzy PiS uznali, że w Polsce potrzebujemy, jak to nazwali, „bezprzymiotnikowej demokracji”, czyli takiej w wersji soft – która wbrew temu, co sądzi liberalna opozycja, żadnym autorytaryzmem nie jest, ale modelową zachodnią demokracją też nie. Zwłaszcza zamach na instytucje gwarantujące sprawność mechanizmów kontroli i równowagi między organami władzy. PiS to odrzuca jako przeżytki zgniłego Zachodu i chce zrzucić z siebie ograniczenia, które z tej kontroli i równowagi wynikają. Uznając, że oni wiedzą lepiej. Jak jest to wszystko jednak ważne, pokazuje siła amerykańskich instytucji, która broni dziś USA przed szaleństwami Donalda Trumpa. U nas szaleństwa PiS ogranicza już tylko UE.


Odrzucając pozytywne zachodnie wzorce, PiS lubi jednocześnie sięgać po nie, kiedy próbuje wytłumaczyć i uwierzytelnić swoje antypaństwowe niegodziwości. Robi to jednak wybiórczo i wypaczając sens zachodnich rozwiązań. Tak było w przypadku Krajowej Rady Sądownictwa, gdy robiono z niej partyjną przybudówkę Nowogrodzkiej, tłumacząc, że tak przecież jest w Niemczech. Teraz, kiedy chcą spacyfikować krytycznych wobec zmian w wymiarze sprawiedliwości sędziów, odwołują się do rozwiązań francuskich. Ale w wersji PiS wygląda to jak kopia „Mony Lisy” narysowana przez trzylatka. Niby wiadomo, co dziecko chciało narysować, ale jego niezbyt wprawna ręka tworzy coś, co równie dobrze może uznać za Monę Lisę, Kubusia Puchatka czy Świnkę Peppę. Dziecięce bohomazy są przy tym urocze, a rozwiązania prawne stworzone przez nienachalnie profesjonalnych i jawnie antypaństwowych hunwejbinów Ziobry są po prostu niebezpieczne.