A jeszcze niedawno Janukowycz zapowiadał, że nie zastosuje siły wobec protestujących. Wydaje się jednak, że determinacja Ukraińców wyczerpała cierpliwość prezydenta. Najwyraźniej przestraszył się, że dalsze tolerowanie proeuropejskich manifestacji doprowadzi do powtórki z Pomarańczowej Rewolucji, która pozbawiła go zdobytej fałszerstwami wyborczymi władzy.
Janukowycz okazał się bardzo pamiętliwy i po prawie dziesięciu latach postanowił rozliczyć się duchami przeszłości, korzystając z metod wypracowanych na Białorusi przez Aleksandra Łukaszenkę. Doraźne środki w postaci grasujących po ulicach Kijowa, a opłacanych przez władze bandach kryminalistów, nie zraziły protestujących i trzeba było sięgnąć po utrwalany przez berkutowców autorytet państwa, żeby pokazać niezadowolonym, kto tu rządzi.
Lecząc jednak swoje traumy sprzed dekady Janukowycz wpędził się chyba w jeszcze większe kłopoty. Najwyraźniej pomylił się w swoich kalkulacjach, że pałkami można zagonić buntowników do domów. Ulice Kijowa od rana wypełniają się wściekłymi Ukraińcami, którzy nie przestraszyli się przemocy władzy.
Proeuropejskie manifestacje dzięki nocnej akcji Janukowycza przerodziły się w bunt przeciwko jego rządom. Determinacja społeczeństwa wzrosła i prezydent Ukrainy musi liczyć się z eskalacją niezadowolenia. Z kolei on sam przekroczył Rubikon i kiedy raz użył przeciwko Ukraińcom siły, gotów jest zrobić to ponownie. Dlatego naprawdę trudno dziś wyrokować, jak w najbliższych godzinach i dniach rozwinie się sytuacja.
Jedno jest pewne - podczas, gdy społeczeństwo ukraińskie mentalnie jest już w Unii Europejskiej, sam Janukowycz, dzięki nocnej pacyfikacji i nowej koncepcji dialogu ze społeczeństwem jest tak blisko Unii Celnej i panujących w jej krajach członkowskich autorytarnych standardów, jak nigdy dotąd. Putin, Łukaszenka i Nazarbajew muszą być dumni ze swojego ukraińskiego towarzysza.