„Partia pokoju”, której przewodzą Niemcy nadal żyje iluzją, że Putina do ustępstw można zmusić jedynie środkami dyplomatycznymi. W zasadzie cała scena polityczna nad Szprewą opowiada się przeciwko dostawom broni na Ukrainę. Angela Merkel w poniedziałek wyraziła się jasno – żadnej broni Berlin nie wyśle. Jej koalicjant SPD ustami eksperta ds. polityki zagranicznej frakcji socjaldemokratów Nielsa Annena twierdzi, że amerykańskie dostawy nakręcą tylko spiralę przemocy na Ukrainie. Juergen Trittin z „Zielonych” pomysły Waszyngtonu nazywa „igraniem z ogniem” i prostą drogą do pogrążenia wysiłków na rzecz dyplomatycznego rozwiązania konfliktu na Ukrainie. Pod stanowiskiem Niemiec zapisze się pewnie wiele krajów UE, którzy w ostatnich tygodniach i miesiącach pokazało swoją pobłażliwość wobec Rosji. Francja, Austria, Węgry, Czechy, Słowacja i od zeszłej niedzieli Grecja to silna grupa pod wezwaniem niestrudzonej dyplomacji, która na pewno zmiesza politykę Obamy z błotem. Dla tych państw najważniejsze są interesy z Rosją i dobre z nią stosunki, dlatego przymykają oczy na fakt, że w Donbasie trwa regularna wojna, która i bez dostaw broni z Zachodu znów nabiera tempa. I to nie za sprawą Ukrainy, ale Rosji.
Z drugiej strony w obozie Zachodu mamy takie kraje jak Polska i Kanada, które, zdaniem NYT, mają pójść w ślady Amerykanów. Jeśli ci zaczną dostarczać broń Ukrainie, zrobimy to i my, i Kanadyjczycy. Nasze władze z jednej strony uważają, że żadnego embarga na dostawy broni Ukrainie nie ma, a z drugiej czekają na decyzje naszych sojuszników. Należy oczekiwać, że rzeczywiście podpiszemy się pod pomysłem Waszyngtonu, którego optyka na wydarzenia na Ukrainie jest zdecydowanie bliższa niż ta prezentowana przez Berlin czy Paryż. Tym bardziej, że wielokrotnie przedstawiciele koalicji rządzącej wypowiadali się sceptycznie na temat dyplomatycznych prób załagodzenia sytuacji na Ukrainie. Format nordycki, czyli czterostronne rozmowy Ukrainy, Rosji, Niemiec i Francji nie przyniosły spodziewanych rezultatów i trzeba działać bardziej zdecydowanie – uważają nasi politycy. Na razie jednak ostrzejszej reakcji Europy brak. UE nie może się między sobą porozumieć w sprawie znaczącego zaostrzenia sankcji wobec Rosji, dlatego możemy zdecydować się, by razem z Amerykanami dostarczać broń Kijowowi. Nasze stanowisko poprą zapewne kraje bałtyckie, które, jak mało kto, rozumieją rosyjskie zagrożenie dla Europy.
To oznacza, że na Zachodzie rodzi się znaczący podział co do dalszej strategii wobec Rosji. Przewodniczący Komitetu ds. polityki zagranicznej Bundestagu Norbert Roettgen sugeruje, że w ten sposób gramy na rzecz Putina, któremu zależy na rozbiciu jedności Zachodu ws. rosyjskiej wojny na Ukrainie. I ma rację, ale na ten podział grają dziś kraje, które opowiadają się za dalszymi rozmowami na temat zakończenia konfliktu w Donbasie. Nie dostrzegają fiaska swojej dotychczasowej postawy i nie są gotowe przyznać, że jeśli chcemy spacyfikować zapędy Kremla, potrzeba dziś czegoś więcej niż wyrazy oburzenia i żmudne, nieprzynoszące efektów negocjacje. Te zresztą są po myśli Putina – podczas gdy politycy Zachodu strzępią sobie języki w czasie jałowych rozmów z Rosją, ta robi na Ukrainie, co chce i nie spotyka ją za to żadna kara.
Dostawy broni dla Kijowa stworzą, oczywiście, zupełnie nową sytuację wokół Donbasu. Dyplomacja zostanie wsparta przez widome znaki, że przynajmniej część Zachodu nie ma zamiaru pieścić się z rozbisurmanionym Putinem. Owszem, usztywni to stanowisko Kremla, ale im ten chce być bardziej nieprzejednany, tym bardziej sobie szkodzi. A że dostawy broni doprowadzą, jak uważają niektórzy, do wyścigu zbrojeń i nowej zimnej wojny? Cóż, ten wyścig trwa od dawna, a nowa zimna wojna to nie pieśń przyszłości, ale rzeczywistość. Zaklinanie jej przez zbyt ugodowych wobec Moskwy polityków niczego tutaj nie zmieni.
Tomasz Walczak: Kwestia dostaw broni podzieli Zachód?
2015-02-04
16:10
Nie milkną echa publikacji „New York Timesa”, któr napisał, że administracja prezydenta Obamy jest skłonna wysłać na Ukrainę broń do walki z rosyjską inwazją. Na polityków w Europie padł blady strach. Już słychać głosy polityków, że amerykańskie wsparcie tylko doprowadzi do eskalacji konfliktu i podziału w obozie Zachodu, w którym ścierają się różne racje.