"My - obóz naprawy RP - konsekwentnie kroczymy wyznaczoną drogą, wprowadzając kolejne elementy programowej >dobrej zmiany<. Oni - siły broniące starego porządku - tak jak wcześniej starają się nas powstrzymywać" - w swoim stylu napisał Jarosław Kaczyński w liście do klubowiczów "Gazety Polskiej", którzy w weekend zebrali się w Spale na corocznym zjeździe. O ile może to brzmieć przekonująco dla najwierniejszych z wiernych, to trudno uznać za trafną diagnozę.
Jeśli ktoś bowiem odpowiada za to, że proces naprawy państwa nawet się nie rozpoczął, to jest to właśnie PiS, który w rewolucyjnym stylu niszczy stare, ale nie potrafi zbudować nowego, co należy uznać za jakąś wadę genetyczną tej partii. Zresztą jak ma prowadzić sanację państwa ugrupowanie, które państwa zwyczajnie nie szanuje, bo traktuje je wyłącznie jako środek do celu, jakim jest zdobycie i utrzymania władzy? Gdyby PiS - tak jak się lubi przedstawiać - było partią państwowców, nigdy nie bawiłoby się w ustrojową demolkę i niszczenie kolejnych instytucji, bo ustrojowa i instytucjonalna stabilność stanowi o sile państwa. Pewnie nawet w PiS to rozumieją, bo bez zamachu na państwo nie dałoby się go wziąć w żelazny uścisk partii, stąd to przyzwolenie na harce pisowskich hunwejbinów. A przecież do tego dochodzi jeszcze bezczelny, nawet jak na polskie standardy, skok na państwowe posady, który ma wyżywić wygłodniałe partyjne kadry.
Nie wiem, czy Jarosław Kaczyński to wszystko dostrzega. Być może izolowany od świata przez świtę wiernych, ale mających do załatwienia własne interesiki działaczy, nie widzi tego, co jego pretorianie wyprawiają w państwie, które podobno chce naprawiać. Ale to by tylko dowodziło tego, że pan prezes nie jest tak wszechmocny, jak się o nim mówi. A jeśli wie o skali patologii własnej partii i to akceptuje, oznaczałoby, że to on, a nie jakieś mityczne siły ancien regime'u są największymi hamulcowymi "dobrej zmiany".
ZOBACZ: Patryk Jaki: Zachowanie Gronkiewicz-Waltz pokazuje, że bardzo się boi