Koalicja Obywatelska nawet z „lwicą lewicy” – jak kiedyś okrzyknięto Nowacką – żadnej nowej jakości nie wnosi. To zleżały towar przełożony do bardziej atrakcyjnego opakowania. KO to stara dobra Platforma ubarwiona znajdującą się na skraju zapaści Nowoczesną i niedobitkami Inicjatywy Polskiej. Inicjatywy, o której pies z kulawą nogą nie słyszał. Może i forma inna, ale treść dokładnie ta sama: PiS to zbrodniarze, Kaczyński to dyktator, wolne sądy, „Konstytucja! Konstytucja!”, a poza tym PiS musi odejść. Ta sama śpiewka, którą znamy już z pierwszych rządów partii Kaczyńskiego.
Proces zjednoczeniowy pod egidą Grzegorza Schetyny i jego gwardii to utwardzanie tożsamości Platformy jako antytezy PiS. I na odwrót. Obie partie jak tlenu potrzebują siebie nawzajem. Dla obu święta wojna wywołana rozmowami koalicyjnymi Tuska i Kaczyńskiego 13 lat temu jest wygodną wymówką, uzasadniającą swoje istnienie. Chociaż coraz bardziej widać, że PiS powoli leczy się z tego syndromu sztokholmskiego, a liberałowie tego nie potrafią. Niczym generałowie ze znanego powiedzenia szykują się wciąż do poprzedniej wojny.
Nie wiem, jak długo można tłumaczyć, że betonowanie sceny politycznej dla dwóch bloków to prosta droga dla betonowania władzy PiS. Stratedzy KO jakoś nie potrafią zrozumieć, że to pluralizm i zmobilizowanie wyborców, którzy do wyborów nie chodzą, to jedyna droga do odsunięcia PiS od władzy. Platforma z przybudówkami nie jest tego w stanie zrobić. W starciu z PiS na mobilizację elektoratu KO nie ma w najbliższym czasie szans. Dlatego zwalczanie wszelkich inicjatyw, które nie pieją w jednym chórze z liberałami, szantaż i oskarżanie ich o sojusz z PiS, to prosta droga do drugiej kadencji PiS u władzy.