Tomasz Walczak komentuje: Ojciec Mateusz, uczeń Patryka

2018-08-19 5:00

Dokonało się. Nudny technokrata, męczący dykteryjkami niczym wujek na rodzinnej imprezie zamienia się na naszych oczach w polityka wiecowego, któremu nieobca jest demagogia i tanie, choć skuteczne chwyty retoryczne. Jednym słowem Mateusz Morawiecki staje się drugim Patrykiem Jakim. Tu modli się o deszcz z rolnikami i ściska ich spracowane ręce, tam gani opozycję za to, że chce zabierać 500 plus, a w jeszcze innym miejscu zapewnia, że jego rząd buduje Polskę wielką, niezłomną, z którą liczą się wszyscy na świecie. Jednym słowem, oni niosą wam biedę i wykluczenie, my niesiemy wam dobrobyt i dumę.

Tomasz Walczak

i

Autor: Archiwum serwisu

Tak w wielkim skrócie wyglądało wczorajsze wystąpienie premiera na rynku w Sandomierzu, który niczym serialowy miejscowy ksiądz detektyw, ojciec Mateusz, dbający o bezpieczeństwo swoich owieczek, goni zło z małej ojczyzny. Gdzie trzeba pogroził palcem, gdzie trzeba pogłaskał. Ale głównie chwalił swój rząd i wieszał psy na przeciwnikach politycznych. Głównie PO i PSL, z którymi PiS stoczy ważne bitwy tej kampanii: o duże miasta z Platformą i o wieś z ludowcami. Zwłaszcza polscy rolnicy byli w Sandomierzu ważnymi adresatami przemówienia premiera. Na wsi bowiem narasta niezadowolenie wynikające ze słabej pomocy państwa w czasie suszy i niskimi zyskami ze sprzedaży swoich plonów. Premier obiecał więc wszystko, co mógł, licząc na łagodne traktowanie i starając się wytrącić PSL argumenty z ręki.

Co do PO, to wspomniana zamiana premiera w populistę w stylu Patryka Jakiego będzie dla niej nie lada wyzwaniem. Już dziś Jaki pokazuje w Warszawie, jak trudno jest walczyć z radykalnym populizmem. Miotając obietnicami i oskarżeniami na lewo i prawo, trzyma tam Trzaskowskiego w stałej defensywie. To Jaki narzuca ton tej kampanii i zmusza kandydata PO do odnoszenia się do kolejnych swoich enuncjacji. Podobnie będzie z premierem i jego peregrynacjami po Polsce. Gdzie się nie pojawi, będzie ciskał gromy w opozycję i to ona będzie musiała na nie reagować. Trudno bowiem narzucić ton kampanii, kiedy do boju posyła się polityków bez wyrazu, charyzmy i pazura. To nie lata 90., kiedy można było pomachać dyplomem dobrej uczelni, pochwalić się znajomością języków i już było się światowcem, który skutecznie leczył nasze narodowe kompleksy. Dziś już to nie działa. Dziś trzeba być Jakim i Morawieckim. Inaczej wyborcza wygrana będzie nieosiągalna.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki