Tzw. Państwo Islamskie swego czasu ogłosiło strategię walki z Zachodem poprzez likwidację tego, co nazywało „szarą strefą”, czyli obszarów pokojowej koegzystencji między różnymi społecznościami etnicznymi i religijnymi w krajach Zachodu. Radykałowie z ISIS marzyli o czarno-białym świecie, w którym z jednej strony będzie zgniły Zachód, a z drugiej muzułmanie toczący krwawą wojnę na śmierć i życie.
Kiedy po tragicznej śmierci Pawła Adamowicza czytam wynurzenia Tomasza Lisa o tym, że „po Gdańsku symetryzm całkowicie zbankrutował moralnie, stając się religią ślepców albo cwaniaków”, myślę sobie, że redaktor Lis niczym ISIS chce świata czarno-białego, świata wielkiej plemiennej wojny, kibolskiej ustawki na maczety, w którym nie ma miejsca dla dezerterów z frontu walki PO i PiS. A takimi dezerterami są owi symetryści – ludzie, którzy poza ten plemienny spór wychodzą, trzymając dystans zarówno do kiboli Platformy, jak i PiS. Ludzie, którzy nie dają się zwariować atawizmom POPiS-u. Są oni tą „szarą strefą”, podważającą sens wyniszczającej wojny „cywilizacyjnej” między środowiskiem liberałów i pisowskiej prawicy. Skoro istnieją, to znaczy, że prosty podział na dobrą PO i zły PiS – i na odwrót – zwyczajnie nie ma sensu.
Niebezpieczeństwo, jakie dla logiki tej wojny niosą ze sobą symetryści, jej ideolodzy, zwłaszcza po stronie liberalnej, dostrzegli już dawno, ukuwając sam termin „symetryści” i wypełniając go treścią sprowadzającą się do takich znaczeń jak „pożyteczni idioci PiS”, „piąta kolumna Kaczyńskiego”, „kto nie z nami, ten z PiS” itd., itp. Dziś próbują szantażu moralnego, wykorzystując śmierć Adamowicza do zwierania szeregów i podsycania płomienia antypisowskiej rewolucji i histerii. Jeśli natomiast coś po Gdańsku zbankrutowało, to idiotyczny, jałowy i jak się okazuje, niebezpieczny spór między PO i PiS.