Patryk Jaki przeniósł swoją kampanię do Sofii. W bułgarskiej stolicy szuka inspiracji do szybkiego rozwoju metra, która od kilku dni stawia za wzór dla Warszawy. W Sofii buduje się szybko i tanio – przekonuje - więc chciałby przenieść tamtejsze standardy nad Wisłę. Problem polega na tym, że tamtejsze metro to nie jest wzór do naśladowania. Robione jest po kosztach, nie spełnia odpowiednich standardów, jest niewygodne, przepełnione, a jego rozwój odbywa się kosztem transportu naziemnego. Jednym słowem transportowy trzeci świat. Do tego pojawiają się oskarżenia o defraudację pieniędzy przy budowie sofijskiego metra. Jednym słowem, powinno ono służyć jako antywzór, a nie ideał, do którego chce się dążyć.
Ale kandydat Jaki to nie jest pierwszym miłośnikiem bułgarskich rozwiązań. Ten bałkański kraj często pojawia się w dyskusjach o podatkach jako pozytywny przykład tego, jak je obniżać. W 2008 roku spełniono tam marzenie nadwiślańskich liberałów – wprowadzono podatki liniowe - 10 proc. PIT i CIT - które miały być remedium na wszelkie bolączki tamtejszej zabiedzonej gospodarki. Tak jak u nas przekonywano, że da to impuls do rozwoju i budowy dobrobytu. Żaląc się więc na domniemaną opresję podatkową (w rzeczywistości mamy jeden z najłagodniejszych systemów podatkowych w UE), wielu naszych liberałów wskazuje Bułgarię jako krainę wolności gospodarczej, wiodącej do powszechnego dobrobytu. Nic takiego się nie wydarzyło, choć według doktryny Bułgaria powinna być tygrysem Europy. Nie jest. Według wielu statystyk jest za to najbiedniejszym krajem UE. Jest do tego najbardziej skorumpowanym państwem członkowskim Wspólnoty.
Nie wiem, skąd ten bułgarski fetysz się wziął, ale ciągłe powracanie do niego, jak ostatnio w przypadku Patryka Jakiego, zakrawa na jakąś jednostkę chorobową. Z wielu państw, z których można czerpać inspiracje, wybrać sobie akurat Bułgarię? Czysty absurd. Może to i piękny kraj z wyjątkowo gościnnymi mieszkańcami, ale państwa zbudowanego na jego wzór i podobieństwo to bym w Polsce jednak nie chciał.