Przypomnijmy, że MSZ opublikował swego czasu w Internecie dane o funduszach przekazanych przez Polskę na rzecz białoruskich opozycjonistów. Pozostając przy Białorusi, warto wspomnieć też o tym, że urzędnicy resortu nie omieszkali wysłać tamtejszym działaczom opozycyjnym PIT-ów z rozliczeniami za udział w konferencjach w Polsce.
Na Ukrainie z kolei pracownicy konsulatu w Łucku mieli za odpowiednią opłatą przyspieszać wydawanie wiz Ukraińcom. Zostali za to odwołani wszyscy tamtejsi konsulowie.
Przykłady można mnożyć, ale już ten krótki przegląd wystarcza, żeby pojąć, że w MSZ nie dzieje się najlepiej. Czasami się zastanawiam, czy minister Sikorski w ogóle to widzi. Czy chce to dostrzec?
Odnoszę wrażenie, że praca organiczna mu wyraźnie nie leży. Że jego mniemanie o sobie nie pozwala mu zajmować się takimi przyziemnymi sprawami. Jemu, wybrańcowi bogów, przypadła znacznie poważniejsza misja. Woli więc pobujać w obłokach, wygłosić jedno czy drugie "przełomowe" przemówienie o naprawie świata, który tylko on może zbawić.
Odkąd zresztą prestiżowy periodyk "Foreign Policy" włączył go do grona najwybitniejszych intelektualistów świata (sic!), wyraźnie obrósł w piórka i przestał twardo stąpać po ziemi. Zachęcam go jednak do powrotu, wyłączenia na moment swojego ego i posprzątania wreszcie stajni Augiasza, w którą, jak widać, zamienił się MSZ. W końcu to też zajęcie godne herosa, choć splendor pewnie mniejszy.