Tomasz Walczak: Elastyczna zemsta Putina

2014-08-07 21:27

To już wojna. Na razie handlowa. Putin nie zamierza biernie znosić sankcji Zachodu i wprowadza embargo na żywność ze wszystkich krajów, które je wprowadziły. Wstrzymanie wartego 10 mld dolarów eksportu do Rosji mocno uderzy po kieszeni Zachód, ale bardziej bolesne będzie dla zwykłych Rosjan i ostatecznie samej Rosji.

Zachód uzupełnia rosyjski rynek produktami rolnymi, których zacofane rolnictwo nad Wołgą nie jest w stanie dostarczyć. Mleka, mięsa, warzyw i owoców wiecznie brakuje i kiedy Rosja masowo odcina się od importu z Zachodu pojawia się na rynku ogromna dziura, której Kreml nie będzie w stanie szybko zasypać. Buńczucznie zapowiada samowystarczalność i renesans rosyjskiego rolnictwa, ale skrajnie nienowoczesnych metod uprawy nie da się wprowadzić w XXI w. jednym dekretem Putina. Wystarczy wspomnieć gorącą ostatnio kwestię jabłek. Rosyjscy producenci nie posiadają chłodni, w których mogliby przechowywać te owoce, dlatego prosto z sadów trafiają na rynek lub przedsiębiorstw przetwórczych i w okresie zimowym trzeba ratować się importem. To samo dotyczy praktycznie wszystkich gałęzi rolnych.

Żelazna logika rynku zakłada, że kiedy towaru jest mało, ceny rosną. Wkrótce objęte embargiem produkty zaczną w Rosji drożeć, a ludzie wściekać się na władze, że muszą płacić znacznie więcej. Realna płaca Rosjan już w tym roku znacząco zmalała i ludzie mogą nie wytrzymać kolejnego spadku wartości pieniądza. Dekret Kremla zakłada jednak elastyczność embarga i pozwala je znosić w momencie, kiedy grozi drastyczny wzrost cen, a co za tym idzie pogorszenie się wskaźników gospodarczych. Na taki rozwój wypadków nie trzeba będzie zbyt długo czekać. Wystarczy przypomnieć, że już po kilku dniach obowiązywania zakazu importu polskich jabłek ich ceny znacząco wzrosły. Kiedy nagle zacznie brakować mnóstwa innych produktów, podobny scenariusz jest nie do uniknięcia.

Z dużym prawdopodobieństwem można uznać, że zakładana przez władze elastyczność stanie się nie tylko sposobem na łagodzenie nastrojów społecznych, ale także narzędziem polityki międzynarodowej. Bardzo łatwo mi sobie wyobrazić sytuację, w której Rosja otwiera się na pewne produkty, ale tylko z wybranych krajów. Łaskawość Putina może dotyczyć tych krajów, które niekoniecznie opowiadały się za twardym kursem wobec Rosji. Nieustępliwość okaże natomiast takim krajom jak Polska, Litwa czy Szwecja, które były największymi rzecznikami sankcji. Ta polityka kija i marchewki będzie miała na celu zmiękczenie solidarności w obozie Zachodu, szczególnie w Unii, w której ta solidarność jest, powiedzmy sobie szczerze, wyjątkowo rachityczna.

W tak wyrafinowanych gierkach Władimir Władimirowicz jest mistrzem, ale czy wobec przegrywających na wschodzie Ukrainy separatystów i pogrążającej się w kłopotach gospodarce rosyjskiej ma jeszcze cierpliwość, żeby bawić się w takie subtelności?