Tomasz Walczak

i

Autor: Piotr Grzybowski Tomasz Walczak

Tomasz Walczak: Dramat Platformy

2019-10-25 8:52

Borys Budka zgłasza akces do wyścigu o przywództwo w PO. Grzegorz Schetyna kryguje się, że jeszcze decyzji o walce o reelekcję nie podjął. W przeddzień startu kampanii prezydenckiej Platforma dalej szuka siebie. Ale czy ewentualna zmiana przywództwa wpuści trochę życia do tej skostniałej partii?

PO zmaga się z dwoma kryzysami naraz. Z jednej strony niepopularny lider, który nie przyciąga do partii nowych wyborców, a z drugiej strukturalny dramat, który ciągnie się za nią, odkąd Platforma stała się partią czysto wodzowską.

Ci, którzy twierdzą, że zmiana szefa partii sprawi, że liberałowie natychmiast nabiorą wiatru w żagle, mylą się tak samo jak ci, którzy przekonują, że nie w liderze problem.

Z jednej strony żyjemy w świecie politycznego celebryctwa, gdzie osobowość, charyzma i elementarna przebojowość wodzów partyjnych są warunkiem niezbędnym, by ugrupowanie polityczne nie stało się jedynie dostarczycielem politycznych synekur, ale walczyło o coś więcej. Emocje w polityce są niezwykle istotne i jeśli nie potrafi się ich wzbudzić i nie umie się pociągnąć za sobą ludzi, można sobie bycie politykiem odpuścić.

Z drugiej strony sam popularny lider niewiele daje. Przekonała się o tym Wiosna, którą stworzył lubiany polityk, przyciągający na spotkania ze sobą tłumy rozentuzjazmowanych zwolenników. Zabrakło jednak substancji, która sprawiłaby, że partia zaistnieje na scenie politycznej. To trochę casus Platformy. Od momentu, kiedy Donald Tusk z pomocą Grzegorza Schetyny wiele lat temu stworzył PO na swój obraz i podobieństwo, z ugrupowania wyparowało wszelkie życie. Stała się ona ogromnym molochem „bez serc, bez ducha”, w którym przekaz dnia zastąpił twórczą dyskusję wewnętrzną, a każdy osobny głos był tępiony jako niesubordynacja.

Partia polityczna pozostaje żywym organizmem tylko wtedy, gdy panuje w nim elementarna demokracja i ścierają się w nim różne wizje, a nie wtedy, gdy wszyscy śpiewają unisono. Tym bardziej dotyczy to partii liberalnych. Od wielu lat ideologia ta przeżywa swój kryzys egzystencjalny. Stała się synonimem wstecznictwa, a jej dogmatyzm źródłem, z którego bije prawicowy populizm. PO jest dziś partią z 2007 r., kiedy jej liberalna tożsamość robiła jeszcze wrażenie. Dziś potrzebuje wymyślić się na nowo. Ale kto ma to zrobić, skoro przez te wszystkie lata jej politycy oduczyli się krytycznie myśleć o sobie i świecie, w którym żyją? Dramat Platformy polega na tym, że nawet zmiana lidera daje marne szanse na to, by tę wsobność przezwyciężyć, skoro stała się ona jej głównym budulcem. Ale też bez odświeżenia przywództwa będzie już tylko śmieszną i żenującą partią, która obraziła się na świat, że na nią nie głosuje.