Pojawiają się więc kolejne absurdalne teorie na temat środowisk LGBT. Choćby takie, że to bojówki, ale specyficzne – bo dają się bić, żeby stać się ofiarami i wzbudzić współczucie. Snute są również domysły, że pobicia to prowokacja, bo bili wynajęci przez gejów. Albo to: marsze równości to żadne spontaniczne manifestacje prawa do bycia pełnoprawnym obywatelem, ale animowane przez lewice spędy wędrujących po Polsce działaczy, którzy robią zamach na wszystko, co drogie naszemu narodowi. Są też enuncjacje na temat tego, że „normalni geje” nie chodzą na marsze, bo uważają, że to sprawa prywatna, a ci, co chodzą to „lewaki i postkomuna”.
Najbardziej egzotyczne są jednak pisane przez prawicowych hunwejbinów demaskatorskie teksty o tym, że środowiska LGBT to spadkobiercy Lenina, Stalina, Mao i wszystkich tych niegodziwców, których wyrodziła rewolucja październikowa. Jeden z posłów PiS ogłosił nawet, że najpierw był marksizm, teraz LGBT.
Już pomijam, że wiązanie środowisk homoseksualnych z komunizmem to stara, zużyta teoria spiskowa, w której celował autor słynnego polowania na czarownice, amerykański senator Joe McCarthy. Obok węszenia wszędzie spisków komunistów w początkach lat 50. widział homoseksualistach emisariuszy Sowietów, którzy walczą o to samo. Odwołanie się najmroczniejszych czasów powojennej historii USA samo w sobie jest obrzydliwe.
Są też te oskarżenie absurdalne. Bo skoro geje i lesbijki to pogrobowcy Stalina, to wygląda na to, że nie chcą, jak przekonuje prawica, zniszczyć tradycyjnych rodzin i zarazić wszystkich bakcylem homoseksualizmu. Oni chcą nacjonalizować środki produkcji i rozkułaczać burżujów! Ale czy ktoś rozsądny w te idiotyzmy jest w stanie uwierzyć?