Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny

Tomasz Walczak: Czego polska prawica nie rozumie w sprawie Breivika?

2016-04-21 19:11

Skandynawia się sypie. Tak przynajmniej twierdzi polska prawica, którą oburzył fakt, że Anders Breivik dostał odszkodowanie od państwa norweskiego za nieludzkie traktowanie go w więzieniu. Mięczaki z Norwegii zamiast skazać go na karę śmierci, wysłali go do więzienia na 21 lat i to więzienia, w którym pławi się w luksusach. A teraz bezczelny upomina się o lepsze traktowanie.

Owszem, sprawa może wydawać się bulwersująca. W końcu człowiek, który z zimną krwią zamordował 77 osób, nie zasługuje na żadną łaskę ze strony społeczeństwa. Jesteśmy jednak w Norwegii. Tam państwo nie działa w sytuacji paniki moralnej, ale trzyma się wypracowanych przez siebie standardów. Nawet taki degenerat nie jest w stanie tego zmienić. Nikt w Norwegii nie domagał się z powodu okrucieństwa Breivika przywrócenia kary dożywocia, którą zniesiono w tym kraju w 1971 r. Nie mówiąc już o karze śmierci, której na pospolitych przestępcach nie wykonuje się tam od 1905 roku. Jakże inna to kultura polityczna niż w Polsce, gdzie z powodu jednego Trynkiewicza państwo stanęło na głowie.

W Norwegii nie podziela się dominującej w Polsce wiary w surowość kary. Tam, podobnie jak w innych skandynawskich państwach, stawia się na resocjalizację. Więzienie jako oświeceniowa instytucja miała być dla przestępców czyśćcem, który pozwoli wrócić im na łono społeczeństwa. Norwegowie ten oświeceniowy ideał bardzo skutecznie wcielają w życie. U nas reakcją na każdą głośną zbrodnię jest zaostrzanie prawa. Tam, państwo pozostaje niewzruszone i robi swoje. Stąd norweskie więzienia słyną z dość luksusowych warunków w porównaniu z zakładami karnymi choćby w Polsce. Więźniowie nie spędzają czasu w przepełnionych, obskurnych celach i mają dostęp do dość szerokiej gamy udogodnień. Nawet taki Breivik, który mimo ogromu swoich zbrodni, traktowany jest przez norweskie prawo jak każdy inny więzień i przysługują mu takie same prawa jak innym.

Paranoja? Nie. Po pierwsze, tak działa dojrzałe państwo – nie kieruje się ludowym poczuciem sprawiedliwości, ale działa zgodnie z obowiązującym prawem. Po drugie, statystyki pokazują, że norweski system penitencjarny należy do najskuteczniejszych na świecie. Jedynie 20 proc. więźniów po odbyciu kary wraca do zakładów karnych. Na drugim biegunie mamy Stany Zjednoczone, które dla wielu polityków w Polsce – głównie prawicowych – są punktem odniesienia, jeśli chodzi o karanie przestępców. Prawo jest tam na tyle surowe, że Amerykanie, którzy stanowią niecałe 5 proc. światowej populacji, to ponad 20 proc. wszystkich więźniów na świecie. Więzienia są tam ciężkie, a resocjalizacja praktycznie nie działa – aż 77 proc. osadzonych po odbyciu kary wraca do zakładu karnego w ciągu 5 lat.

Stany Zjednoczone są więc żywym dowodem na to, że surowość prawa i twarde warunki odbywania kary nie idą w parze z eliminowaniem przestępczości. Nasi prawicowcy przekonują, że tylko wysokie kary mogą odstraszyć potencjalnych przestępców, a wyjątkowo dokuczliwe więzienie sprawi, że nikt nie zechce do niego wracać. W USA ani kara śmierci, ani piekło tamtejszych zakładów karnych nie pomaga. Jeśli więc jakiś kraj Zachodu jest na równi pochyłej, to nie, jak twierdzi polska prawica, Norwegia, ale właśnie Stany Zjednoczone, które same hodują sobie przespępców. I nawet Breivik oraz jego perypetie z norweskim wymiarem sprawiedliwości tego nie zmienią.