Wśród opłakujących polityczną śmierć cudownego dziecka Platformy jest Krzysztof Katka. W swoim tekście leje wodospad łez nad Nowakiem, który gdyby nie sprawa feralnego zegarka, mógłby, zdaniem autora, „dalej pełnić funkcję ministra transportu, a kto wie, czy nie byłby dziś wicepremierem”. Jakby pan Katka zapomniał, że Nowaka ostatecznie pogrążyła afera taśmowa, która pokazała, jak wykorzystywał swoją pozycję polityczną, by zablokować kontrolę skarbową w firmie swojej żony. Ale pomińmy ten drobny szczegół. Zabawniejsze jest to, co w tym tekście jest, a nie to, czego w nim nie ma.
Katka powołuje się bowiem na sprawę Janusza Palikota, któremu zdarzyło się nie wpisać do oświadczenia majątkowego samolotu. Prokuratura umorzyła śledztwo powołując się na filozoficzne wykształcenie Palikota i wynikający z tego swobodny stosunek do rzeczy materialnych. (Tak, naprawdę tak to uzasadnili). Katka pisze: „Porównanie sprawy Nowaka do przypadku Janusza Palikota nie wypada najlepiej dla polskiego wymiaru sprawiedliwości”. Owszem, nie wypada. Ale nie, jak sugeruje autor na korzyść Nowaka. Wymiar sprawiedliwości nie ośmieszył się bowiem, kiedy ukarał byłego ministra transportu grzywną za uporczywe ukrywanie drogiego zegarka. Na pośmiewisko wystawił się, znajdując okoliczności łagodzące dla Palikota.
Skoro mamy prawo, które nakazuje wpisywanie mienia o wartości wyższej niż 10 tys. zł, to obowiązkiem posła jest to wpisać. Jeśli tego nie robi, powinien podlegać karze przewidzianej w prawie i proporcjonalnej do przewinienia. Nowak, co udowadniali w sądzie naczelny „Super Expressu” i nasz dziennikarz Sylwester Ruszkiewicz, był przez nas informowany o tym prawie rok przed nagłośnieniem sprawy. Obiecywał nam poprawę, a więc miał świadomość przewiny. Zapominalstwo i sugerowana przez obrońców Nowaka marginalność sprawy nie jest więc żadnym wytłumaczeniem. Dlatego nie mogę się nadziwić, że znajdują się jeszcze rzecznicy tej straconej sprawy.
Tomasz Walczak: Czego nie rozumieją obrońcy Sławomira Nowaka?
2014-12-03
17:24
Zaskakujące, ale są ludzie, którzy nie mogą pogodzić się z upadkiem Sławomira Nowaka. I może jeszcze bardziej zaskakujące jest to, że nie są to politycy, ale dziennikarze trójmiejskiej „Gazety Wyborczej”.