Na czwartkowym szczycie UE, na którym na szefa Rady Europejskiej ponownie wybrano Donalda Tuska, ów "nowy lider" stał się - nawiązując do słów cara Mikołaja I o Turcji - "chorym człowiekiem Europy". Bezsensowna szarża polskiego rządu przeciwko Tuskowi pokazała, jak bardzo PiS nie rozumie, czym jest gra interesów w Unii, jak osiąga się w niej swoje cele, a na koniec pani premier raczyła obrazić się na całą Wspólnotę, nie podpisując konkluzji szczytu. Polski rząd strzelił sobie widowiskowego samobója, mężnie ginąc za sprawę, której nie dało się wygrać i - co ważniejsze - za którą nie warto było umierać. W przeciwieństwie do polityków opozycji nie mam jednak żadnej satysfakcji z tej malowniczej porażki. Upokorzenie, którego doznał PiS, jest nie tylko jego udziałem, ale udziałem także naszego kraju. Za błędy ekipy Kaczyńskiego płaci Polska, więc trudno popadać w triumfalizm.
Nie podzielam też histerycznego tonu, który zapanował po czwartkowym szczycie. Trudno bowiem zgodzić się z optyką, że PiS swoją dziecinadą właśnie wypchnął nas z Unii Europejskiej. Nawet najbardziej nieprzychylni PiS politycy unijni zdają sobie sprawę ze znaczenia Polski. Wiedzą też, że partia Jarosława Kaczyńskiego nie jest wieczna i kiedyś sobie pójdzie, więc nie stawiają krzyżyka na naszym kraju. Niemniej PiS znacząco utrudnił sobie życie we Wspólnocie, bo do chłopców w krótkich spodenkach nikt nie ma tam cierpliwości. Unię czeka w najbliższym czasie wiele poważnych dyskusji, a głos Polski PiS, która na własne życzenie się zmarginalizowała, nie będzie się w nich szczególnie liczyć.
Tym bardziej że bolesna lekcja, której UE udzieliła PiS, niczego tej partii nie nauczy. Istnieją obawy, że w swoim stylu zamiast zmienić podejście do Wspólnoty i swoje interesy załatwiać z większą finezją, pretorianie Kaczyńskiego jedynie usztywnią stanowisko i pójdą z Brukselą na otwartą wojnę. Bo nadal chyba nie dociera do nich, że na arenie unijnej mają do czynienia z większymi chojrakami niż Schetyna, Petru i Kijowski.
Zobacz: Prof. Piotr Wawrzyk: Brak demokracji jest największym problemem Unii