Po zamknięciu placówek oświatowych, galerii handlowych i radykalnym ograniczeniu zgromadzeń, rząd zaleca (nie nakazuje) ograniczenie do minimum wyjść z domu, zakazuje poruszania się w nie większych niż dwie osoby grupach (nie dotyczy rodzin), wprowadza restrykcje co do poruszania się komunikacją publiczną i zakazuje jakichkolwiek zgromadzeń poza tymi, w których uczestniczy rodzina. Nie ma jak np. we Francji zakazu poruszania się dalej niż w promieniu 1 km od domu nie dłużej niż przez godzinę. Nadal więcej zależy od naszej dobrej woli niż od państwowych restrykcji. Jak się wydaje to wszystko jednak przed nami. Zwłaszcza, że szczyt zachorowań na koronawirusa spodziewany jest w Polsce, zdaniem ekspertów, w ciągu najbliższych 2 tygodni.
Polski rząd wyraźnie przyjął strategię stopniowego ograniczania naszych codziennych swobód. Raz, że ze względu na to, iż zareagował odpowiednio wcześniej i wprowadził restrykcje, kiedy wykrywalność zarażeń dopiero zaczęła rosnąć, może sobie na te ewolucyjne zmiany pozwolić. Dwa, że rozkładając to wszystko w czasie i dając obywatelom czas na oswojenie się ze stopniowymi zmianami, stara się zapobiec zbiorowej panice.
I wreszcie taki sposób wprowadzania ograniczeń pozwala utrzymywać fikcję, że majowe wybory prezydenckie nadal mają szansę się odbyć, choć już chyba tylko najbardziej impregnowani na rzeczywistości wierzą, że sytuacja jest na tyle normalna, iż można je przeprowadzić. W końcu, jak zorganizować wybory, skoro nawet liczba członków komisji wyborczych przekracza dopuszczalne już dziś limity ludzkie. Zasadniczo, dzisiejsza decyzja – choć nie przyznano tego oficjalnie – zamyka sprawę głosowania 10 maja. Niemniej, wydaje się, że będziemy w tej fikcji żyć przynajmniej do świąt Wielkiejnocy. To po nich minister Szumowski zapowiedział oficjalne odniesienie się do sprawy wyborców i możliwości ich przeprowadzenia. Jeśli wierzyć plotkom z Nowogrodzkiem, PiS zależy na tym, by wprowadzenie stanu wyjątkowego ogłosić jak najpóźniej, by przełożone z tego powodu wybory mogły się odbyć już po tej fali epidemii koronawirusa.
Oczywiście, sytuacja jest na tyle dynamiczna, że te plany – jeśli faktycznie poważnie brane są pod uwagę – za chwilę mogą stać się zwyczajnie nieaktualne.