"Super Express": - W czasach PRL, starając się nadać świecki charakter dniu Wszystkich Świętych, używano nazwy dnia Wszystkich Zmarłych. Wciąż wielu ludzi używa tego drugiego określenia, mówiąc o 1 listopada, co z punktu widzenia Kościoła chyba nie do końca jest poprawne.
Ks. prof. Waldemar Chrostowski: - Faktycznie, PRL swoją działalnością spowodował, że obydwa święta - Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny - niejako się skumulowały. Musimy jednak pamiętać o podstawowych różnicach pomiędzy nimi. Treścią uroczystości Wszystkich Świętych jest pamięć o tych, których los na wieki został związany z Bogiem w niebie. Natomiast Dzień Zaduszny jest dniem pamięci przede wszystkim o tych, którzy potrzebują oczyszczenia, przebywają w czyśćcu i których wspieramy modlitwą. Tym samym obydwa dni różną się w treści liturgicznej, ale nie zmienia to faktu, że w nastroju ich przeżywania są do siebie bardzo zbliżone.
- A jaka jest geneza obydwu świąt?
- Jak zawsze geneza niknie w mrokach kilkunastu wieków. Wszystkie te święta obchodzone przez Kościół sięgają pierwszej połowy pierwszego tysiąclecia. Tym samym liczą sobie co najmniej 1500 lat. Natomiast formy ich przeżywania kształtowały się stopniowo i były przenoszone do innych krajów, gdzie zyskiwały własną oprawę. I to nie tylko liturgiczną, ale również kulturową.
- Czy polskie uroczystości różnią się znacząco od innych?
- Polska tradycja, sięgająca jeszcze czasów przedrozbiorowych, różni się niewątpliwie intensywnością przeżywania świąt. Historia doświadczała nas wielokrotnie dramatycznie i nie brakowało w naszych dziejach powstań, zrywów wolnościowych, które wymagały daniny krwi. Oznaczały one wielką ilość ofiar i przyczyniły się do powstania ogromnego szacunku dla tego święta. Każde pokolenie Polaków, aż do naszych czasów, miało swoich bohaterów, których chciało uhonorować i upamiętnić. W połączeniu z troską o pamięć o naszych bliskich, spowodowało to wrośnięcie tych świąt do naszej narodowej tradycji. Tę intensywność pięknie opisał Adam Mickiewicz w "Dziadach", pokazując, jak ważne były to święta w obrzędowości ludowej.
- W ramach obrzędowości ludowej wierzono nawet, że 1 listopada zmarli odwiedzają swoje dawne domostwa. Ludzie robili wówczas porządki w chacie, a podłogi posypywali piachem, żeby zobaczyć ślady pozostawione przez duchy zmarłych.
- Trzeba pamiętać, że w tej formie obrzędowości cały świat jawił się jako byt metafizyczny, silnie uduchowiony. W niektórych wsiach wierzono nawet, że w noc zaduszną zmarli z danej wsi schodzą się do kościoła parafialnego na nabożeństwo, które miał celebrować zmarły proboszcz. To idealnie obrazuje, jak intensywna była wówczas percepcja i obchodzenie świąt przez ludzi.
- Rodzi się pytanie, czy coś pozostało z tej intensywności. Biorąc pod uwagę, że obecnie popularność zaczyna zdobywać Halloween, wygląda na to, że bardzo wiele się zmieniło.
- Oczywiście, rozmaite obce wpływy kulturowe mają pewne odzwierciedlenie w obyczajowości, zwłaszcza młodzieży w dużych miastach. Traktowałbym to jednak mimo wszystko jako pewien margines, który pokazuje konieczność przywiązania do tradycji i pozostaniu jej wiernym. Powaga tych świąt staje się widoczna zwłaszcza wtedy, gdy udajemy się na cmentarz. Dostrzegamy wówczas, że życie to nie jest tylko rozrywka, sprawa, którą możemy przegapić. Zaczynamy rozumieć, że jest ono wartością, która została nam dana tylko jeden raz do wykorzystania. Dlatego też o ile przez cały rok zadajemy sobie pytanie "jak przeżyć?", to przy sposobności tak wielkich i ważnych świąt jak uroczystość Wszystkich Świętych pojawia się inne pytanie - "jak żyć?". Bo to, co wiąże się z pamięcią o naszych zmarłych, dotyczy również nas. Pokazuje życie w wymiarze wieczności, a nie doczesności. Zostajemy postawieni przed najważniejszymi pytaniami i musimy pomyśleć, jak sprawić, by to nasze życie było jak najpiękniej i jak najlepiej przeżyte.
- Tylko czy te pytania zadają sobie ludzie obchodzący Halloween...
- Halloween to folklor, który wciska się nam na siłę. Idea tej importowanej maskarady polega na tym, że próbuje się oswoić śmierć. Czyni się to jednak w sposób niewłaściwy. Banalizacja, lekceważenie i wyśmiewanie jest tutaj wyjątkowo słabym orężem, bo nie wszystko można zbyć śmiechem. Tym bardziej Halloween traktuję jako mieszanie w głowach ludziom, którzy starają się jak najdalej od siebie odsunąć myśl, że nasze życie również ma kres.
- Często argumentem przeciwko Halloween mają być jego pogańskie korzenie. Tyle tylko, że również nasze Zaduszki mają swoje źródło w czasach pogańskich.
- To jest całkowicie naturalne. Przecież ludzie umierali jeszcze zanim pojawiło się chrześcijaństwo. I już wtedy, wieki temu, ludzie przeczuwali, że życie ludzkie musi mieć jakiś sens i nie może być tak, że człowiek ginie i przepada bezpowrotnie. Tym samym między tymi, którzy zmarli, a tymi którzy żyją, nawiązuje się swoista nić, które najpełniej wypełniają różnego rodzaju formy modlitwy. Dlatego nie może dziwić, że gdy pojawiło się chrześcijaństwo, to po prostu te obrzędy ochrzciło. Nic w tym dziwnego nie ma, bo doświadczenie śmierci, żałoby, tęsknoty jest czymś absolutnie uniwersalnym. A jednym z zadań religii jest jak najlepiej umożliwić człowiekowi wyrażenie swojego przywiązania do tych, którzy już odeszli.
- Jednak Kościół bogatą tradycję dni zadusznych, które w dawnych czasach obchodzone były kilka razy w roku, zredukował do dwóch dni. Czy nie spowodowało to osłabienia hasła "memento mori"?
- Musimy pamiętać o tym, że Kościół katolicki modli się za swoich zmarłych każdego dnia. W każdej eucharystii jest osobna, bardzo ważna modlitwa za zmarłych. Tym samym pamięć o nich odżywa tysiące razy, zawsze wtedy, kiedy sprawowana jest msza święta. Tym samym to hasło - "memento mori" - jest zawsze obecne w życiu katolika.
Ks. prof. Waldemar Chrostowski
Teolog, biblista, profesor UKSW