"Super Express": - Do polityki trafiła pani z uczelni. Dziś nie prowadzi już pani działalności dydaktycznej
Joanna Mucha: - Nie mam takiej możliwości. Polityka nie pozwala na jednoczesną działalność dydaktyczną. Społecznikiem byłam od dzieciństwa: gospodyni w klasie, przewodnicząca samorządu w liceum. Wstąpiłam do partii, gdy miałam lat 22. I tylko dlatego tak późno, że dwa lata wcześniej urodził się mój synek.
- Czy miała pani mentora, który wprowadzał panią w świat polityki?
- Nie. Sama sobie to wymyśliłam i konsekwentnie tę myśl przekuwałam w czyn.
- Jak w tym życiorysie lokuje się osoba Janusza Palikota?
- Znałam go z wykładów na UW, wiedziałam, że prowadzi działalność na Lubelszczyźnie, gdzie wykładałam na KUL, więc postanowiłam zaprosić go na spotkanie z moimi studentami. Taki był początek. Wiele osób sądzi, że to on wprowadzał mnie do PO, a było dokładnie odwrotnie. Ja byłam jedną z tych osób, które wprowadzały Janusza Palikota do lubelskiej Platformy, w której działałam kilka lat wcześniej. Oczywiście on od razu aspirował do pozycji przewodniczącego, a ja byłam pełnomocnikiem finansowym. Włożył dużo wysiłku dla podniesienia lubelskiej PO. Na początku relacje między nami były bardzo dobre. Kampania parlamentarna w 2005 r. była najbardziej pracowitym okresem w moim życiu.
- A po wyborach 2005 r. na szkle zaczęła pojawiać się rysa
- Janusz coraz bardziej przyjmował ten styl działania, który dziś stał się jego wizytówką. Nasze drogi musiały się rozejść.
- Wujek Samo Zło?
- Zdecydowanie nie! Robi dużo dobrych rzeczy. Ale od czasu do czasu trzeba go skrytykować merytorycznie.
- No właśnie, skrytykować czy wyrzucić?
- Nie należy go wyrzucać z dwóch powodów: wewnętrznego i zewnętrznego. Po pierwsze, PO jest tak szeroka, że Janusz może w niej funkcjonować swobodnie. Po prostu jest dla niego miejsce. Ma status człowieka nie do końca poważnego, więc może sobie na więcej pozwolić. Po drugie, nie powinniśmy mu stworzyć komfortowej sytuacji do startu z własną partią.
- Trochę za późno
- Jeżeli odejdzie - zrobi to z własnej woli. Jeśli wystartowałby z tym projektem w glorii męczennika wyrzuconego z PO, zyskałby dodatkowe paliwo do rozruchu. To byłby taktyczny błąd z naszej strony.
- Jak się względem siebie zachowujecie, mijając się na sejmowych korytarzach?
- Mówimy sobie dzień dobry i idziemy dalej.
- A może pomysł z partią Palikota to sztuczny tłok, który ma zasłonić poważne sprawy, z którymi rząd sobie nie radzi?
- Janusz nie poddaje się sterowaniom. Wiem, że jego osoba jest dla naszego szefa problemem.
- Czy na dzisiejszym Konwencie Platformy, gdy zostanie zmieniony status partii, Donald Tusk wykosi swój drugi problem - wciąż rosnącego w siłę Grzegorza Schetynę?
- Konwenty są areną tworzenia zaplecza, zwierania szeregów. Ale tak się funkcjonuje w polityce. To, co się rozgrywa między tymi dwoma politykami, nie jest walką.
- Współprowadziła pani debatę Komorowski - Sikorski ze Sławomirem Nowakiem. On przyjąłby mnie jako wysoki urzędnik w Kancelarii Prezydenta, z panią spotykam się w Sejmie jako ze zwykłą posłanką. Czuje się pani niedoceniona?
- Nie myślę o tym w ten sposób. Ja w kampanii zajmowałam się zaledwie kilkoma działaniami, a Sławek był szefem sztabu.
- Sławomir Nowak deklarował, że w polityce jest tylko dla Donalda Tuska. Co więc ten żołnierz premiera robi w szeregach prezydenta?
- Myślę, że mówiąc o Donaldzie Tusku, Sławek myślał o projekcie PO, a Kancelaria Prezydenta niejako z tego projektu powstała. Nie został wiceprzewodniczącym klubu, prawdopodobnie nie wejdzie do zarządu krajowego. Szukał sobie miejsca, w którym dostanie glinę i będzie mógł coś z niej ulepić. Przyznam, że mi też tego brakuje
- Gdzie pani chciałaby znaleźć tę glinę?
- Skończyłam zarządzanie z rozszerzeniem ekonomicznym, doktoryzowałam się z ekonomii zdrowia, wiem dużo o bioetyce. Jest zatem wiele obszarów, z którymi merytorycznie dałabym radę się zmierzyć.
- Zanim zostanie pani ministrem zdrowia, może wyjaśni pani, dlaczego służba zdrowia wciąż w Polsce kuleje?
- Problem służby zdrowia wynika z niedostosowania do siebie dwóch
obszarów - koszyka świadczeń gwarantowanych, czyli tego, co teoretycznie mamy zapewnione w ramach państwa, a z drugiej strony pieniędzy, które są dostępne z naszej składki. Koszyk został wprowadzony niedawno - ta ustawa cały czas jeszcze pracuje. W rozwiniętych krajach koszyk robi się przez pięć, a nawet dziesięć lat.
- Biorąc pod uwagę pani poglądy o parytetach czy in vitro, sytuuje się pani na liberalnym skrzydle PO, prawda?
- Tak. Ale są to poglądy bardziej wyważone niż Palikota czy polskiej lewicy. Nie wypowiadam się jednak często na te tematy, bo wiem, że Polaków kwestie światopoglądowe zbytnio nie zajmują.
- A ci Polacy spod krzyża - z obu jego stron?
- Tym żyła Warszawa i media. Jest olbrzymia dysproporcja między tym, jak Polskę i świat widzą warszawiacy i towarzyszące im media, a tym, jak to widzi reszta społeczeństwa. Pochodzę ze zwykłej rodziny. Nie utraciłam kontaktu ze zwykłymi ludźmi - takimi, którym nie wystarcza od pierwszego do pierwszego.
- To chyba elektorat PiS
- Nie tylko. Wygraliśmy też dzięki ich głosom. Dla nich nie jest ważne, gdzie będzie stał krzyż, ale to, że prezes spółdzielni mieszkaniowej ewidentnie łamie prawo, a sędzia, który orzeka w tej sprawie, orzeka w sposób niezgodny z prawem i nie ma się gdzie odwołać. To są ważne sprawy. To, że istnieją sitwy w powiatach, gminach, w różnych organizacjach.
- Kiedy w Polsce będzie wreszcie normalnie?
- Nadrabiamy 123 lata zaborów i 45 lat komunizmu. I dwie wojny po drodze.
- Ile jeszcze można na to zwalać? Na Japonię zrzucono dwie bomby atomowe, ale to my chcemy być drugą Japonią, a nie oni drugą Polską.
- W nas jest za dużo romantyzmu - chcemy improwizować i do tego od razu widzieć efekty. Mnie jest bliższe myślenie pozytywistyczne. Niektóre
- Prof. Stanisław Gomułka skrytykował na łamach "SE" lingwistę, a zarazem pasjonata ekonomii - Michała Boniego. Szkopuł w tym, że on bawi się ekonomią nie w domu, lecz w gabinecie ministra. Czy polska polityka aby nie za mało opiera się na ekspertach?
- Minister Boni jest pewnie jedną z najmocniejszych stron naszego rządu, ale to nie zmienia faktu, że chciałabym, aby miejsce ekspertów było dużo mocniej eksponowane. Niestety, nie wytworzyliśmy jeszcze w Polsce mechanizmów i procedur wykorzystywania wiedzy eksperckiej. Nie mamy opiniowania na określone stanowiska osób, które mają wiedzę. Nie mamy procedur opierania się na wiedzy eksperckiej przy podejmowaniu decyzji ekonomicznych. No i inna sprawa: poziom naszych ekspertyz też pozostawia wiele do życzenia.
- Kto jest największym szkodnikiem w polskiej polityce?
- Nie będę odkrywcza. To Jarosław Kaczyński.
- Bo wadzi partii rządzącej?
- Bo stosuje strategię: źle dla Polski, ale dobrze dla mojej partii. Jest inteligentny, szkodzi więc Polsce świadomie. Być może z taką myślą, że kiedy zdobędzie władzę, odpracuje to.
- Elity PiS kreują taką zależność: gdyby doszło do wspólnej wizyty premiera i prezydenta w Katyniu, nie doszłoby do katastrofy 10 kwietnia. PO nie radzi sobie z wagą tego zarzutu i z zawłaszczaniem prawa do bólu?
- PiS pozwala sobie na działania szkodzące polskiej racji stanu. My musimy zachowywać się jak starszy brat, który zawsze musi być tym mądrzejszym. Gdybyśmy zaczęli reagować tak jak oni - symetrycznie, ale w drugą stronę, to w kraju rozpętałoby się piekło. Mówi się zewsząd, że Jarosław Kaczyński stracił brata - że to wielka dla niego tragedia. A czy nasz partyjny kolega Sławek Rybicki też nie stracił brata w tej samej chwili? Katastrofa obnażyła słabość państwa polskiego, ale to oznacza, że równie dobrze mógłby się rozbić samolot, który leciał 7 kwietnia z premierem na pokładzie.
Joanna Mucha
Posłanka PO