Jednak dopiero Marta Kaczyńska (34 l.) ujawniła, jak bardzo zakochany był jej ojciec. "Najukochańszy i najdzielniejszy z Babusów. Przede wszystkim nie wiesz, jak się cieszę z Córeczki i bardzo, bardzo Ci za nią dziękuję" - tak pisał do Marii Kaczyńskiej, gdy ona leżała w szpitalu po porodzie.
21 maja w księgarniach pojawi się książka Marty Kaczyńskiej "Moi rodzice". Córka pary prezydenckiej wspomina w niej, jak wielka miłość łączyła jej rodziców i pokazuje liściki, które zakochany Lech Kaczyński przekazał swojej żonie, gdy leżała w szpitalu po porodzie. W tamtym czasie nie można było odwiedzać kobiety na oddziale położniczym.
Zobacz też: Marta Kaczyńska pierwszy raz mówi o książce o rodzicach
22 czerwca 1980 r. były prezydent pisał do żony: "Babusku Najukochańszy, Córeczka prześliczna, minę ma dostojną i poważną... też nie widzę wielkiego do mnie podobieństwa. Oczki ma chyba niebieskie. Bardzo jestem szczęśliwy, że ją widziałem. Całuję bardzo mocno".
Marta Kaczyńska opowiada, że tata bardzo przeżywał jej przyjście na świat. - Do tego stopnia, że zaraz po moich narodzinach rozbolał go brzuch. ( ) Mama żartowała, że odczuwał wraz z nią fizyczny ból - wspomina Marta.
Lech Kaczyński bardzo czule zwracał się do swojej żony. Najczęściej nazywał ją Babuskiem, Babuszkiem i Maluszkiem. Ona do niego mówiła Leszeczku i Leszeńku. Niedługo po tym, jak się poznali, Maria Kaczyńska zabrała Lecha na wyjazd wakacyjny. - Kiedyś natknęłam się na slajdy z tamtego czasu, na których mama i tata opalają się na plaży. Sądzę, że tata musiał być bardzo zakochany w mamie, bo nie przypominam sobie, by kiedykolwiek później udało się go namówić do leżenia w słońcu - opowiada Marta Kaczyńska.
Zobacz też: Marta Kaczyńska i Marcin Dubieniecki: Rozwód dopiero po wyborach!
Ich miłość nie zmieniała się przez lata. Rzadko rozstawali się na dłużej niż kilka godzin. O tym, że rodzice lecą 10 kwietnia razem do Katynia, prezydencka córka dowiedziała się kilkanaście godzin przed ich wylotem. - Przecież muszę tacie towarzyszyć - powiedziała jej Maria Kaczyńska. I towarzyszyła mężowi do końca...
Wiadomości se.pl na Facebooku