Sowiecka Rosja szła w zaparte również po odkryciu dołów katyńskich przez Niemców w kwietniu 1943 r. Szef czerwonej bezpieki Ławrientij Beria oświadczył: „zróbcie ich spisy, ale dużo już ich nie ma, gdyż zrobiliśmy wielki błąd, oddając ich większość Niemcom”. To kłamstwo katyńskie trwało aż do 1990 r., kiedy ostatni przywódca ZSRS Michaił Gorbaczow przyznał, że zbrodnia jest dziełem Rosji, a w 2010 r. rosyjski parlament obwinił za nią bezpośrednio Stalina.
I mogło się wydawać, że wersja o niemieckim sprawstwie już nie powróci. Tymczasem w ubiegłym tygodniu prokremlowskie Rosyjskie Towarzystwo Wojenno-Historyczne i Duma zorganizowali „konferencję naukową”, podczas której zapowiedzieli obalenie uchwały z 2010 r. Powód? Ich zdaniem nie ma dowodów, że Polacy zostali zamordowani z rozkazu Stalina.
Podobnie było w maju, kiedy z byłego gmachu NKWD w Twerze zniknęły tablice upamiętniające 6 tys. zamordowanych tam polskich oficerów w 1940 r. Nie był to przypadek, bo w ubiegłym roku tamtejszy prokurator orzekł, że treść tablic „nie była oparta na udokumentowanych faktach”.
Ale powrót do sowieckiego kłamstwa nastąpił już wcześniej. W marcu br. w RIA Nowosti ukazał się np. artykuł Władisława Szwieda, byłego II sekretarza KC Komunistycznej Partii Litwy, który za Katyń obwinił Niemców.
„Autorzy zaprzeczający sowieckiej winie nie są oficjalnymi rzecznikami państwa, ale jednak działają za jego cichym przyzwoleniem” – skomentował Aleksandr Gurjanow, szef polskiej sekcji Stowarzyszenia Memoriał, badającego i upamiętniającego sowieckie zbrodnie.
Ale fałsze dotyczące ludobójstwa katyńskiego – bo tak powinniśmy definiować tą masową, planową zbrodnię na Polakach – pojawiają się też w naszym kraju. Przypomnę 2016 r., kiedy działaczka Komunistycznej Młodzieży Polski (Komsomołu) a zarazem prokremlowskiej partii Zmiana Ludmiła Dobrzyniecka stwierdziła: „Stalin był dobrym przywódcą, na pewno nie totalitarnym. Uratował Polskę po wojnie, choć wcale nie musiał. Przypisuje mu się różne błędy, ale nie można do nich zaliczyć >>jakichś czystek<<, bo o tym nie wiedział. (…) Katyń to byli Niemcy, a dziś głoszenie, że to zbrodnia Stalina, jest antyrosyjską propagandą”. Inny towarzysz ze „Zmiany” Bartosz Tomassi proponował nową dyscyplinę olimpijską: „strzelanie w tył głowy na czas, w rowie katyńskim”. Można tylko spytać, czy ponieśli konsekwencje?