Dla mnie kontekst jest jasny i czytelny. Ostatnie urodziny towarzysza „spawacza” (równe 90.) były imprezą masową, bo do warszawskiego hotelu Hyatt przybyły masy pracujące miast i wsi. No, może nie masy, ale ich prominentni przedstawiciele. Masowo stawili się: Aleksander Kwaśniewski, Józef Oleksy, Jerzy J. Wiatr, Kazimierz Kutz, a nawet – co spowodowało komentarze kolegów w stylu „jak ci nie wstyd” – były skarbnik dolnośląskiej „Solidarności” Józef Pinior. Komentarze zasadne – bo w stanie wojennym Pinior, mówiąc oględnie, za Jaruzelskim nie przepadał.
Podczas owego urodzinowego jubla Jaruzelski otrzymał nie tylko dziękczynną księgę pamiątkową (z tekstami własnymi i swoich admiratorów – w tym Kwaśniewskiego), ale przemawiał do zgromadzonych przez 40 minut. Gdyby choć tyle swojego cennego czasu poświęcił na zeznania w sądzie. Prosimy, panie generale... Przecież zawsze pan podkreślał, że nie uchyla się od odpowiedzialności.
Poza utrudnianiem postępowania jest jeszcze jedna ważna przesłanka uzasadniająca areszt. To wysoka kara, która grozi oskarżonemu – 10 lat pozbawienia wolności. Przypomnijmy, że Jaruzelskiemu postawiono zarzut założenia i kierowania zorganizowaną grupą przestępczą o charakterze zbrojnym.
Wniosek posła Kaczmarka ma związek z ponownym zainteresowaniem się towarzyszem „spawaczem” przez IPN, co z kolei sprowokował sam jubilat wspomnianymi urodzinami. Widząc że Jaruzelski ma czas na świętowanie, a nie na zeznawanie, prokurator Ewa Koj zwróciła się do Sądu Okręgowego w Warszawie, aby przyjrzał się chorobie oskarżonego. Ostatnia opinia lekarska (z 25 kwietnia 2013 roku) brzmiała: „stwierdzone schorzenia stanowią stałe medyczne przeciwwskazanie do uczestnictwa w czynnościach procesowych”. A gdyby chociaż te 40 minut dziennie?
Na takie dictum Jaruzelski nie mógł pozostać obojętny. Wydał oświadczenie, że porównywanie okolicznościowego spotkania z „uciążliwym fizycznie i psychicznie” zasiadaniem przez lata na ławie sądowej jest „nonsensowne, nawet cyniczne”. Trudno się zgodzić – jak ktoś jest obłożnie chory, to nie wychodzi – ani do sądu, ani na imprezę. Koniec kropka.
Obawiam się jednak, że sąd po raz kolejny podzieli zdanie towarzysza „spawacza”. Jaruzelski nigdy nie zostanie osądzony ani nawet aresztowany. Chyba że odpowiednie służby przechwycą go w drodze z kolejnej imprezy do domu. Tak ze zbrodniarzami robi się za granicą.