Premier Tusk wytłumaczył opinii publicznej, dlaczego tablicę zamontowano chyłkiem, z zaskoczenia: "Rozwiązanie tego problemu na pewno nie jest po to, żeby kilku posłów z PiS miało satysfakcję, tylko żeby godnie upamiętnić to miejsce i wreszcie zakończyć ten momentami żenujący spektakl". I dodał: "Trudno się czepiać tej decyzji, bo idzie w tę stronę, której oczekują ci najbardziej przejęci całą sytuacją". Prawdziwy sens tej wypowiedzi może zostać odczytany w następujący sposób: "Nie chcieliśmy dać satysfakcji pisowcom i okazji do celebrowania ich bólu i tragedii. Poza tym jeżeli komuś się to nie podoba, to jest radykałem".
Otóż radykałem, moherem i pisowcem na pewno nie jest Paweł Deresz, wdowiec po posłance SLD Jolancie Szymanek-Deresz, która także zginęła w Smoleńsku. "Nikt nie był uprzejmy z Kancelarii Prezydenta, by podnieść słuchawkę i zawiadomić mnie o dzisiejszych wydarzeniach. Jest mi z tego powodu przykro" - powiedział TVN24. Wmurowanie tablicy pamiątkowej powinno mieć bardzo uroczystą, wyjątkową oprawę. Powinni wziąć w niej udział najbliżsi tych, którzy w katastrofie zginęli. Politycy PO na czele z Tuskiem doskonale to wiedzą. Tymczasem doprowadzili do sytuacji, w której wmurowanie tablicy podgrzewa jeszcze złą atmosferę panująca przed Pałacem Prezydenckim. Celowo Panie Premierze?