Beata Szydło, która sama sobie przyznała nagrodę w wysokości 65 tysięcy złotych, 22 marca krzyczała z sejmowej mównicy, że premie ministrom po prostu "się należały". Później okazało się, ze chyba innego zdania był Jarosław Kaczyński, który de facto nakazał ministrom przelać pieniądze na konto Caritasu. Była premier chyba nie do końca akceptuje decyzję prezesa PiS. - Mam na ten temat swoje przemyślenia, ale zostawię je dla siebie. Przypomnę tylko, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem, nie doszło do żadnych nadużyć, nikt niczego nie ukradł - wskazała Szydło w rozmowie z tygodnikiem "Sieci". Pytana, czy nie żałuje swojego wystąpienia w obronie nagród, odparła, że "musiała stanąć po stronie swoich ludzi". - Zrobiłabym to jeszcze raz. Powiedziałam wówczas, że biorę odpowiedzialność za to, co działo się w ciągu dwóch lat, gdy byłam premierem, i w każdej chwili mogę powtórzyć te słowa. Odpowiadam za sukcesy, porażki i za moich ludzi - argumentowała.
Była szefowa rządu odniosła się też do spływu Dunajcem, na który wybrała się podczas protestu osób niepełnosprawnych i ich opiekunów. - Może rzeczywiście zabrakło czujności - skwitowała Szydło, zaznaczając, że "lokalnie spotkanie zostało przyjęte bardzo dobrze". O protestujących w sejmie była premier powiedziała natomiast, że "nie chcą porozumienia".