"Super Express": - Prezes Prawa i Sprawiedliwości zawiesił w prawach członka partii Bartłomieja Misiewicza. Czy to ostateczny dowód na konflikt z Antonim Macierewiczem?
Michał Szułdrzyński: - Spór jest tu w tej chwili na dalszym planie. Jarosławowi Kaczyńskiemu chodzi przede wszystkim o zminimalizowanie strat. Prawo i Sprawiedliwość miało być partią inną od poprzedników. Miało być uzdrowienie moralne. Tymczasem to, co się dzieje, zaprzecza przedwyborczym zapowiedziom.
- Jednak sytuacja, w której Jarosław Kaczyński krytykuje Bartłomieja Misiewicza, a on najpierw długo nie jest odwoływany, a potem zostaje zatrudniony w państwowej spółce, zdaniem części obserwatorów sugeruje poważny konflikt.
- To prawda. Co więcej, słyszałem w Sejmie plotkę, że Macierewicz po to ujawnił informację o wybuchach na pokładzie Tu-154M, żeby Kaczyński nie mógł go odwołać ze stanowiska. Bo jak odwołać kogoś, kto właśnie ujawnił zamach smoleński? Osobiście o taki cynizm Antoniego Macierewicza nie posądzam. Ale faktycznie - Jarosławowi Kaczyńskiemu ciężko byłoby wytłumaczyć pozbycie się kogoś, kogo przez lata uczynił kapłanem religii smoleńskiej.
- A co dla Prawa i Sprawiedliwości oznaczałoby odejście Antoniego Macierewicza z partii?
- Jak mówili mi posłowie Prawa i Sprawiedliwości, z ich szacunków wynika, że ewentualne ugrupowanie Antoniego Macierewicza mogłoby liczyć na 5-10 proc. poparcia. To nie jest oczywiście wynik dający wygraną w wyborach. Ale nawet gdyby to było poniżej 5 proc., byłby to dla PiS problem. Szczególnie że szef Ministerstwa Obrony Narodowej ma grupę wiernych wyborców, sympatię Radia Maryja. Pamiętajmy, że choć jest człowiekiem zajętym, zawsze znajduje czas, by wygłosić w toruńskiej rozgłośni swój felieton. Powstanie formacji Antoniego Macierewicza nie oznaczałoby końca PiS jako partii, ale jego rządów na pewno.
Zobacz także: Sławomir Jastrzębowski: Gest Kozakiewicza wykonany Misiewiczem