Kilka dni temu media alarmowały o skandalu w Wielkopolsce. Córki 57-letniej kobiety wzywały pogotowie, bo mamę bolał brzuch. Od dyspozytorki miały usłyszeć, że nie ma szans, bo to zbyt błahy powód. Karetka przyjechała... następnego dnia. Kobieta, która miała niedawno wszczepiony rozrusznik, zmarła w szpitalu.
Tymczasem na posłów to karetka czeka. Kancelaria Sejmu za 1,3 mln zł wykupiła jej trzyletni dyżur. W przeddzień posiedzenia, kiedy posłowie zjeżdżąją do Warszawy, w Domu Poselskim ma dyżurować lekarz, specjalista chorób wewnętrznych. Z kolei w dniu posiedzenia w pobliżu sali obrad będzie dyżurować w pełni wyposażona karetka z ratownikiem, pielęgniarką i lekarzem. Czy posłom potrzebna jest taka dodatkowa opieka medyczna? Kancelaria Sejmu zwraca nam uwagę, że karetka po pierwsze służy nie tylko posłom. "Ale także innych osobom uczestniczącym w posiedzeniu - pracownikom, gościom, dziennikarzom, uczestnikom wycieczek etc." - czytamy w wyjaśnieniu. A po drugie "w tej kadencji zdarzyły się sytuacje, które wymagały interwencji dyżurującego zespołu ratownictwa medycznego". Próbowaliśmy podpytać posłów o to, czy korzystali z pomocy lekarza, ale trafialiśmy z reguły na zdrowych. O sprawę zapytaliśmy m.in. Michała Kamińskiego (45 l.), posła PO, który ma cukrzycę. - Nigdy nie korzystałem z karetki ani z pomocy lekarza w Sejmie - mówi Kamiński.
Zobacz: Zawiadomienie ws. zdarzeń pod Wawelem. ZNIEWAŻYLI Kaczyńskiego?