O sytuacji we wrocławskiej przychodni poinformowała internautka na jednym z serwisów społecznościowych. Opublikowała zawiadomienie, które dostała z przychodni. "Rejestrowałam się cztery lata temu. Wyznaczono mi wizytę na 2020 r. Zdążyłam o tym zapomnieć. Przypomniała mi przychodnia, bo właśnie dostałam pismo, że mam się stawić nie za trzy lata, a w 2024 roku." - skomentowała.
Na informacji jest nawet zabawne sformułowanie, że z przyczyn organizacyjnych trzeba zadzwonić miesiąc przed umówioną wizytą. Rzuca się też w oczy hasło przychodni: "Dobrze na Dobrzyńskiej. Dbamy o Twoje zdrowie".
Pacjentom do śmiechu nie jest. Ci, którzy mają problemy z tarczycą, mają spory problem. - Niestety. Termin, o którym wspomina ta pani, wcale nie jest rekordowy. Jeśli ktoś zapisze się teraz, to wizytę będzie miał za 11 lat - przyznaje Maciej Sokołowski. - To wina systemu. Nie jesteśmy w stanie nic z tym zrobić - tłumaczy. Kto więc jest winny? - Brakuje specjalistów. Gdybym mógł, to od razu zatrudniłbym nowych endokrynologów. Ale chętnych nie ma - dodaje Sokołowski. - Problem polega też na tym, że do specjalisty zgłaszają się osoby, które równie dobrze mogą pójść do lekarza pierwszego kontaktu - kwituje.
O opinię zapytaliśmy innych pacjentów przychodni z ul. Dobrzyńskiej. - 11 lat oczekiwania na wizytę u lekarza? To żart? Jak tak dalej pójdzie, to przecież za 11 lat nie będzie czegoś takiego jak służba zdrowia - komentuje nam Andrzej Szul, mieszkaniec Wrocławia.