Ale dlaczego jestem niereprezentatywny? Bo jakoś nie zauważyłem, żeby co trzeci człowiek wokoło mnie chciał tego, by w Polsce dochodziło do jakichś radykalnych nawalanek ulicznych. Owszem, ci, z którymi rozmawiam, chcą pracy, dobrej edukacji, słońca latem, śniegu zimą, braku smogu, tej władzy albo zmiany władzy, różnych rzeczy, ale za radykalnymi protestami na ulicach jakoś nie tęsknią. Sprawdźcie zresztą sami, czy rodzina i znajomi tego chcą. Może będziecie bardziej reprezentatywni. Mnie się nie udaje zupełnie.
A przecież trudno cokolwiek zarzucić metodologii obliczenia tego, ilu to Polaków chce radykalizmu na ulicach. Portal Wp.pl powołuje się na portal Oko Press, dla którego z kolei badanie przeprowadził ośrodek IPSOS. Ankieterzy mieli zadzwonić do 1003 osób. Potem przeliczono to na liczbę Polaków. Teraz, po tym wytłumaczeniu, nie mogę mieć chyba wątpliwości, że jest ono całkowicie wiarygodne, a to, co widzę dookoła, to złudzenia, omamy i fatamorgana. Do tej pory co prawda pisano np. "15 proc. badanych", "4 proc. respondentów", ale po co się tak certolić, jak można po prostu przeliczyć tysiąc osób na 40 milionów i podać wynik. Oto nowa szkoła pisania sondaży.
A to jej przykład: 38 milionów Polaków to mężczyźni kierujący serwisami informacyjnymi w portalu Wirtualna Polska, mają na nazwisko Machała, byli dziennikarzami u Tomasza Lisa i są dziećmi posłanek PO. Tak mi w każdym razie wyszło z badania przeprowadzonego na jednoosobowej próbie dorosłych Polaków przeliczonej na całe społeczeństwo.
Zobacz także: Leszek Miller: Olin w Ameryce