Strajk nauczycieli, który może odbywać się w czasie egzaminów, szybko stał się jednym z wiodących tematów w Polsce. Związkowcy domagają się podwyżki w wysokości 1000 złotych oraz poprawy warunków pracy. W wielu szkołach trwają obecnie referenda, w których pedagodzy deklarują, czy chcą strajkować. Wyniki mamy poznać pod koniec marca. Tymczasem Sławomir Broniarz zapowiedział, że protesty to niejedyna forma nacisku na rząd. W rozmowie z Radiem ZET, szef związkowców przyznał, że ZNP może sięgnąć po radykalne rozwiązania. - Nie możemy zapominać i nie możemy bagatelizować faktu, że w kompetencji nauczycieli, Rady Pedagogicznej, leży klasyfikowanie, ocenianie i promowanie uczniów. I to też jest potężny oręż w ręku nauczycieli, chcielibyśmy, żeby rząd miał tego świadomość. Jeżeli skorzystam także z tego oręża to będziemy mieli w edukacji totalny kataklizm związany z rekrutacją albo zakończeniem kolejnych cykli edukacyjnych przez dzieci, uczniów polskich szkół. I jak wyjaśnił: - Rady Pedagogiczne mogą nie wydać żadnych decyzji dotyczących promocji uczniów, lub jej braku, do kolejnych klas czy szkół. W efekcie mogłoby to na przykład zamrozić rekrutację na studia. Jego słowa wywołały prawdziwą burzę wśród polityków PiS.
Do jego słów odniosła się również rzeczniczka MEN. - Nie ma naszej zgody na wprowadzanie uczniów i rodziców w błąd. Twierdzenie, że możliwe jest przeprowadzenie egzaminów w innych terminach niż wyznaczone w harmonogramie, to próba przerzucenia odpowiedzialności za działania ZNP na dyrektorów szkół. To dyrektorzy zgodnie z art 44zzs ustawy o systemie oświaty odpowiadają za organizację i przebieg egzaminu w danej szkole. Uspokajamy uczniów i rodziców, egzaminy odbędą się zgodnie z harmonogramem CKE - czytamy w oświadczeniu.