Stefan Laudyn

i

Autor: East News

Stefan Laudyn o Warszawskim Festiwalu Filmowym: Proszę się nie bać filmów na WFF

2018-10-12 5:00

Rusza 34. Warszawski Festiwal Filmów Fabularnych. O tym, co warto na nim zobaczyć, opowiada dyrektor Festiwalu, Stefan Laudyn

„Super Express”: - W polskich kinach rekordy frekwencji biją głównie tzw. filmy lekkie, łatwe i przyjemne. Jest jeszcze zapotrzebowanie na kino festiwalowe? Frekwencja Warszawskiego Festiwalu Filmowego nie cierpi ze względu na masowe gusta?
Stefan Laudyn: - Chodzi Panu o „Kler”? Rzeczywiście – lekki, łatwy i przyjemny... [śmiech]
- Wyjątek potwierdzający regułę.
- Pokazywaliśmy na Festiwalu inne dzieła tego reżysera: „Małżowinę” (1998), „Wesele” (2004, Nagroda za Najlepszy Scenariusz na WFF), „Dom zły” (2009, Nagroda Publiczności) i „Różę” (2011, zdobywca Grand Prix). Wojtek Smarzowski czasami mawia o swoich filmach, że to „komedie romantyczne”. Zapewniam pana, że filmy na WFF nie wymagają od widzów jakiegoś specjalnego przygotowania, doktoratu z filozofii, itp. To są, jak mówimy, filmy o ludziach i dla ludzi. Dla ludzi bardzo różnych.
- W tej różnorodności siła frekwencyjna?
- Cóż, na frekwencję ma wpływ wiele czynników, w tym budżet na promocję, który jest znikomy. Nie stać nas na przyjazd kilku gwiazd, które chciałyby do nas przyjechać, i które z pewnością przyciągnęłyby uwagę mediów o dużym zasięgu. Nie mówię tu o honorariach, bo poważne festiwale nie płacą ich nikomu za samo pojawienie się, ale o kosztach transportu (bilety lotnicze w pierwszej klasie) i ekipy (sam tzw. glam team kosztuje kilkadziesiąt tysięcy złotych).
- Jaki jest ideał filmu z Warszawskiego Festiwalu Filmowego? Na największych festiwalach filmowych dominują jednak filmy trudne, stawiające przed widzem ogromne wyzwania.
- Proszę spojrzeć na filmy, które wygrywały Plebiscyt Publiczności WFF w ciągu minionej dekady: „Pokój” Lenny’ego Abrahamsona, „Mandarynki” Zazy Urushadze, „Imagine” Andrzeja Jakimowskiego, „Róża” Smarzowskiego, „Walc z Bashirem” Ariego Folmana. To są porywające filmy, które miały życie nie na festiwalach. Kino artystyczne nie musi być nudne i nadęte. Kino środka? Tak, ale od lat trzymamy się z dala od komercyjnej żenady. Proszę się nie bać filmów na WFF. U nas można obejrzeć premierowo wspaniałe filmy i porozmawiać z ich twórcami. A wśród naszych gości byli, wtedy nieznani, późniejsi zdobywcy Oscarów czy nagród w Cannes jak Asghar Farhadi, Michael Haneke, Christian Mungiu, Nicolas Winding Refn, Lenny Abrahamson czy Paweł Pawlikowski.
- Od lat polskie kino przeżywa swój renesans. Polacy chętnie chodzą na rodzime produkcje. Z którymi będzie można się zapoznać na WFF?
- Polskie filmy ogląda dużo ludzi – i to jest sukces. Natomiast co do poziomu artystycznego, to ja bym nie popadał w euforię. W tym roku mamy „Zimną wojnę”, nagrodzoną w Cannes, która ma moim zdaniem realne szanse na nominację do Oscara. Poza tym, jak co roku są 2-3 filmy fabularne, które trafiają na istotne festiwale – i na tym koniec. Przypomnę, że w kryzysowych latach 90., a dokładniej w roku 1994, mieliśmy w Cannes trzy filmy: Kieślowskiego w konkursie, Kolskiego z
Certain Regard i Kędzierzawską w Piętnastce Realizatorów. To, używając języka sportowego, wynik niepoprawiony do dziś. A na WFF mamy w konkursie głównym „7 uczuć” Koterskiego, w konkursie dokumentów „Niebieskie Chachary” Cezarego Grzesiuka i „Graniczne cięcie” Igora Chojny, poza konkursem „Eter” Zanussiego oraz „Koncert na dwoje” Tomasza Drozdowicza.
- Festiwale filmowe to także okazja na spotkanie z kinem, które rzadko gości w repertuarach kin. Mam tu na myśli „egzotyczne” kraje. W Cannes np. chyba do dziś panuje moda na znakomite zresztą kino rumuńskie. Na kinematografię jakiego kraju warto zwrócić na WFF uwagę?
- Mamy po raz kolejny mocne filmy z Chin, i to we wszystkich pięciu sekcjach konkursowych. Dla mnie miłą niespodzianką jest obecność trzech filmów z Kazachstanu. „Rzeka” wygrała rok temu sesję pitchingową na WFF, „Łagodna obojętność świata” miała premierę w Cannes, a „Satash” to… klasyczny western. Warto się z nimi zapoznać.
- Film od zawsze był lustrem, w którym odbijają się jego czasy. Na ile obecne na festiwalu filmy opowiadają o problemach świata A.D. 2018?
- Mamy filmy mówiące o wielu istotnych kwestiach – o uchodźcach (turecki „Raj”), o więźniach (urugwajska „Noc przez dwanaście lat”), o sędziach (amerykański dokument „RBG”), walce o prawa kobiet (dokument z Kuby „Zbyt piękna: nasze prawo do walki”), o przemianach politycznych (albańska „Delegacja”), o społecznikach („Nie marnuj jedzenia” z Australii), o ekologii („Istota świata” z Rosji). Mamy w końcu w programie amerykański dokument „Na jej barkach”, którego bohaterką jest Nadia Murad, 23-letnia przedstawicielka mniejszości religijnej Jazydów z Iraku, która opowiada światu o ich masowej eksterminacji przez Państwo
Islamskie. Kiedy zapraszaliśmy ten film, nie mieliśmy pojęcia, że Nadia otrzyma Pokojową Nagrodę Nobla, co ogłoszono w zeszły piątek.
Rozmawiał Tomasz Walczak