"Super Express": - Przedstawiciele rządu i koalicji nie bardzo wyjaśniają, dlaczego warto wydać aż 100 mln zł na szczyt klimatyczny ONZ w Warszawie. Pan jest z koalicji i kieruje sejmową Komisją Ochrony Środowiska. Do czego jest potrzebny Polakom ten szczyt?
Stanisław Żelichowski: - Ja też tego nie wyjaśnię. Gdyby jeszcze ONZ miała zdolność rozwiązywania problemów współczesnego człowieka, to może szczyt byłby do czegoś potrzebny. ONZ od dawna jest jednak dość wyalienowaną instytucją... Brałem udział w wielu spotkaniach ONZ i wszystko przebiega tam według tego samego schematu. Najpierw pojawiają się piękne założenia i deklaracje. Później, ponieważ są protesty, to łagodzi się te zapisy. I na końcu zostaje już tylko takie "ple, ple, ple"...
- Dość drogie "ple, ple, ple".
- I wokół tych kwot powstała dość duża grupa ludzi, którzy jeżdżą ze szczytu na szczyt i z tego dość wygodnie żyją. Zanim tego typu szczyty zaczną mieć sens, ONZ wymagałaby jakiejś reorganizacji, rekonstrukcji. Obecne szczyty do niczego nie doprowadzają. Pięć lat temu był szczyt w Poznaniu i zakończył się niczym. Później niczym kończyły się te w Kopenhadze i kolejnych miastach. I teraz będzie w Warszawie.
- Polska nie mogła po drodze zrezygnować z wyrzucenia tych 100 mln zł na szczyt?
- Pewnie mogła, tylko prowadzi taką delikatną grę z Komisją Europejską... Komisja postanowiła być mesjaszem narodów i uzdrawiać świat, ograniczając własną emisję CO2. I ten szczyt może pokazać, jak daleko jest światu do tego, co chce wprowadzać Unia. Polska zrealizowała z nadwyżką założenia konwencji klimatycznej z Kioto. Unia nałożyła na nas jednak dodatkowe obowiązki, które mogłyby nas wpędzić w kłopoty gospodarcze. Przypuszczam zatem, że rząd postanowił pójść drogą szczytów ONZ, by pokazać, że Komisja nie we wszystkim ma rację.
- Czyli jest jakaś szansa wpłynięcia na kształt zmian?
- Szansa zerowa. Ale przynajmniej Unia Europejska nie skoczy nam do gardła od razu i zyskamy trochę czasu.
- Warto za to "trochę czasu" płacić aż 100 mln zł?
- Nie mam zdania. 60 mln zł kosztował już szczyt w Poznaniu. Nawet więcej, gdyż to było w grudniu. Przyjechało wiele delegacji z państw afrykańskich, w samych klapkach, bo tak się u nich wtedy chodzi, i trzeba im było wszystko kupić. Niestety, taka impreza kosztuje. Tym bardziej na Stadionie Narodowym. Nie podzielam jednak obaw prezesa Kaczyńskiego, że dojdzie tu do jakichś harców...
- Dlaczego? 11 listopada będzie marsz niepodległości, a po drugiej stronie antyglobaliści...
- Bez przesady. Antyglobaliści wolą szczyty G8, G20. Szczyty ONZ to takie szczyty G77, czyli Chiny na czele najbiedniejszych krajów. Nie obawiałbym się tu jakiegoś masowego przyjazdu i protestów. Ci ludzie nie przyjeżdżają zazwyczaj za własne pieniądze. Inwestowanie w protest wokół imprez ONZ przez dość ograniczony wpływ Organizacji na rzeczywistość nie za bardzo ma sens.
Stanisław Żelichowski
Poseł PSL, szef sejmowej Komisji Ochrony Środowiska