Prof. Stanisław Gomułka

i

Autor: PAP

Stanisław Gomułka: Upadek byłby nauczką dla innych państw

2013-03-21 3:00

Ewentualne bankructwo Cypru oznacza powrót kryzysu?

"Super Express": - Cypryjscy parlamentarzyści odrzucili plan opodatkowania depozytów bankowych, od którego UE i MFW uzależniły pomoc finansową dla borykającej się z ogromnymi problemami finansowymi wyspy. Dalszy upór tamtejszych polityków oznacza kłopoty dla Cypru i dla całej Unii?

Prof. Stanisław Gomułka: - Przede wszystkim wydaje mi się, że to nie jest ostateczna decyzja cypryjskiego parlamentu i ostatecznie zgodzi się on na jakąś formę opodatkowania depozytów. Tym bardziej że Unia daje wolną rękę Cyprowi w tym, w jaki sposób je opodatkować. Chodzi po prostu o wyraźny wkład finansowy w cały program ratunkowy.

- Pojawiały się już we wtorek propozycje, żeby zwolnić z podatku najmniejsze depozyty - te do 20 tys. euro. Jednak nawet ten pomysł upadł.

- Nawet jeśli upadł, nie oznacza to końca procesu decyzyjnego. Na razie system bankowy Cypru jest zamknięty - nadal nie można wypłacać pieniędzy z banków - i tamtejsi politycy uważają, że mają czas na debatę. Chcą po prostu wyrazić swoje niezadowolenie, że przyszło im wprowadzić w życie takie rozwiązanie. To niezadowolenie już wyrazili, a teraz przystąpią do debaty, co robić dalej.

- Może grają na zwłokę i czekają, co Rosja, bardzo przecież zainteresowana sytuacją na Cyprze, zrobi w tej sprawie. We wtorek w Moskwie wizytę złożył cypryjski minister finansów. Czyżby liczono, że Rosjanie udzielą pożyczki i nie trzeba będzie spełniać warunków Brukseli?

- Wątpię, żeby Moskwa chciała aż tak angażować się w ratunek dla Nikozji. Jeśli jednak Rosja zaproponuje Cyprowi kilkanaście miliardów euro nowej pożyczki, to świetnie. Europa nie będzie musiała się o to martwić.

- Nie wiem, czy jest wola, żeby ratować Cypr kosztem politycznego uzależnienia od Rosji.

- Na Cyprze znajduje się co prawda brytyjska baza wojskowa, ale przecież wyspa ta nie odgrywa szczególnej roli strategicznej. Jest bardziej problemem niż ważnym graczem. Dotąd była problemem politycznym ze względu na relacje z Turcją, a teraz stała się problemem ekonomicznym. System bankowy Cypru, który stanowi podstawę gospodarki tej wyspy, jest na skraju bankructwa. Przez lata był źle zarządzany i pojawia się pytanie, kto ma płacić za błędne decyzje tamtejszych menedżerów. Współudział w planie ratunkowym to warunek Unii.

- Co jeżeli politycy cypryjscy pójdą w zaparte i nie zechcą płacić ceny za pomoc zagraniczną? Grożą nam ogromne problemy dla całej Unii? Ewentualne bankructwo oznacza powrót kryzysu, z którego podobno powoli się wygrzebujemy?

- Jeżeli nie zaakceptują propozycji unijnych, to świetnie - Cypr po prostu zbankrutuje. Nie będzie to szczególnie poważna sprawa. Problemem byłby upadek Hiszpanii czy Włoch. Wypadnięcie ze strefy euro stosunkowo małego kraju byłoby wstrząsem jedynie na krótką metę. Na dłuższą zwiększyłoby dyscyplinę i ograniczyło ryzyko wpadek innych. Przyniosłoby wręcz pozytywny skutek w postaci wstrząsu i poważnego ostrzeżenia dla innych krajów południa Europy, które buntują się przeciwko reformowaniu swoich źle funkcjonujących gospodarek.

- Czego miałoby to ich nauczyć?

- Tego, że ryzyko bankructwa jest jak najbardziej realne i nie można liczyć, że Unia za wszelką cenę, dzięki pieniądzom podatników z innych krajów będzie ratować tych, którzy nie dość, że sami sobie zaszkodzili, to teraz nie chcą sobie pomóc.

- Cypr jako chłopiec do bicia?

- Raczej jako nauczka dla innych. Jest zresztą świetnym kandydatem do odegrania tej roli, bo to mniejszy kraj niż choćby Grecja, można więc przetestować na nim bardziej zdecydowaną politykę. Podejrzewam jednak, że Cypryjczycy, podobnie jak Grecy, nie będą zachwyceni realną perspektywą bankructwa i w końcu parlament przychyli się do żądań Brukseli.

Prof. Stanisław Gomułka

Główny ekonomista BCC