Z trudem prostowali później ten brak własnej wiedzy, z trudem odpowiadali na pytania własnych dzieci. Szczególnie te najtrudniejsze – o ukaranie sprawców. Bo jak wyjaśnić wyroki śmierci na ludziach, którzy walczyli o Polskę, taką jaką dzisiaj mamy. I jak wyjaśnić, że przez tyle lat solidarnie na te tematy milczeliśmy. Mamy ostatnią szansę, by te białe plamy naszej pamięci historycznej usunąć. Póki żyją ostatni bohaterowie (ci, którym udało się przeżyć). Po to, żebyśmy się dowiedzieli czegoś więcej o sobie, swoich przodkach. Nie zawsze przyjemnego. Piszę do tych, którzy pytają, po co nam dzień Żołnierzy Wyklętych. 1 marca 1951 r. wykonano wyroki śmierci na płk. Łukaszu Cieplińskim pseud. Pług i jego sześciu współpracownikach z organizacji „Wolność i Niepodległość”. Zginęli tak jak oficerowie w Katyniu od strzału w tył głowy. Po torturach i bandyckim procesie stalinistów. Wczoraj, 1 marca 2015 r., potwierdzono, że znalezione na gdańskim cmentarzu garnizonowym prochy należą do Danuty Siedzikówny pseud. Inka. Niespełna 18-letnia sanitariuszka oddziału majora Zygmunta Szendzielarza pseud. Łupaszka rozstrzelana została 28 sierpnia 1946 r. wraz Feliksem Selmanowiczem pseud. Zagończyk. Została zdradzona w Gdańsku, gdy pojechała po materiały opatrunkowe. Jej grób prawdziwy przez lata znajdował się zaledwie kilkanaście metrów od symbolicznego nagrobka... Ostatnie słowa z grypsu nastolatki brzmiały: „Powiedzcie babci, że zachowałam się jak trzeba”. Torturowana nie zdradziła nikogo, z kim działała przeciw rodzącej się wówczas sowieckiej władzy. Wielu dziś zapyta, czy było warto. Siedzikówna uważała, że tak. Etos był taki. I o tym powinniśmy pamiętać.
Zapisz się: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail
Czytaj także: Opinie Super Expressu. Witalij Portnikow: Ukraina realnie istnieje rok. Właśnie od Majdanu