Stanisław Drozdowski: Pani Teresa, kibole i suczki

2011-09-22 4:20

Kampania wyborcza na argumenty jeszcze się nie zaczęła (gdzie poważne debaty Tusk - Kaczyński?), a już się skończyła. Zaczęła się kampania histerii. Jej kreatorem jest pijar premiera. I dla niej wymyślono słynny już "Tuskobus". Wczoraj zajechał on do Kutna, gdzie premier nie popełnił już błędu jak ze słynnym już paprykarzem, którego wykreował na chwałę PiS.

Wstrząsające spotkanie z panią Teresą może nasz szef rządu zaliczyć do najlepszych swoich wystąpień publicznych. I żal mi tylko, że stroną tego występu była ciężko doświadczona przez los kobieta - 1000 zł na cztery osoby, ciężko chorzy - córka przed operacją i mąż po operacji. A premier dyskretnie ocierał łzy z jej twarzy i obiecywał pomoc ze strony wojewody w najbliższych dniach. Służbom pijar Donalda Tuska nie muszę przypominać o dopilnowaniu realizacji obietnicy szefa.

Wiele się mówi o inteligencji emocjonalnej Tuska, ja wolę mówić o empatii. Wypadł w rozmowie z panią Teresą prawdziwie współczująco. I tylko słowa: - Panie premierze, jest wiele osób w podobnej sytuacji. Niech nam pan pomoże - stanowiły dysonans w tym głęboko ludzkim obrazku.

Ale po spotkaniu w Kutnie szef rządu emocji miał już dość. Zaplanowane w Poznaniu spotkanie z kupcami na targowisku przeniesiono do wnętrza. Po to, by imprezy tylko dla wybranych nie przerywali kochający premiera szalikowcy.

Chciałoby się powiedzieć, że pijarowcy Tuska wyciągnęli naukę ze słów szefa młodzieżówki PO, którymi ten zwrócił się lirycznie do młodych i pięknych działaczek PiS: - Suczki, znamy wasze sztuczki. A pijarowcy znają sztuczki kibiców. Nie ryzykowali. Ot, trudny dzień PO.