Rząd od 1 lipca odebrał 520 złotych zasiłku na opiekę nad niepełnosprawnym tysiącom opiekunów, bo zmienił kryteria przyznawania zasiłku. Wykazał się przy tym nie lada idiotyzmem. Dotychczas przyznawano dodatek na podstawie ustalenia konieczności opieki nad niepełnosprawnym.
Teraz, po pierwsze, mamy kryterium dochodowe - nie więcej niż 620 złotych na głowę w rodzinie. Po drugie, opiekun osoby niepełnosprawnej musi zrezygnować z pracy. I uwaga! - jeśli opiekun jest osobą bezrobotną, to nie spełnia kryterium, więc zasiłek za opiekę nie przysługuje. Widział kto większy idiotyzm? Bo właśnie bezrobotni mogliby w tej szczególnej sytuacji stać się osobami przydatnymi społecznie i... w pewnym sensie pracującymi.
Ale rząd ma inne spojrzenie. Musi oszczędzać, więc sięgnie nawet do kieszeni szczególnie potrzebujących i dotkniętych przez los. Tą bezwzględną i obrzydliwą decyzją pozbawi też wielu niepełnosprawnych opieki w rodzinie, skazując wielu na wegetację w domach opieki społecznej. Wegetację równoznaczną w wielu przypadkach z eutanazją.
Rząd się broni magią słów. Celem nowych przepisów "jest uszczelnienie systemu i ograniczenie nadużyć". Jak zawsze w takim wypadku udało się autorom nowych przepisów wylać dziecko z kąpielą. Bo urzędnik nie widzi nieszczęścia, widzi tylko szefa, słupki oszczędności w excelu i szansę na premię. Żeby ją dostać, trzeba komuś zabrać, nawet niepełnosprawnemu, takie jest nowe prawo Rostowskiego.
Minister pracy i polityki społecznej nie dostrzegł, że w związku z nowymi przepisami odebrano zasiłek nawet ludziom, którym przyznano go bezterminowo. I w ferworze walki o gorsze jutro Polaków nie zauważył, że naruszono ich prawa nabyte. Ale Władysław Kosiniak-Kamysz jest dużym ministrem, obraca wielkimi pieniędzmi i ma sukces - oszczędności.
A że to sukces na nieszczęściu ludzkim oparty to drobiazg. Z tym da się spać - hosannna na wysokościach...