Krzysztof Rybiński, były wiceprezes NBP, guru gospodarczy PJN, obecnie kandydat Obywateli do Senatu w warszawskiej Pragi, oskarżył rząd o próbę przekupstwa. Temu, nie bardzo zajadłemu krytykowi ekonomicznych pomysłów gabinetu Donalda Tuska ktoś właśnie stamtąd proponował prezesurę urzędu centralnego. W zamian za zaprzestanie krytyki. To właśnie zakomunikował społeczeństwu Profesor na antenie RMF. Oczywiście odmówił. Rozumiem, że w imię wartości, czyli prawdy i wiarygodności. I dodał jeszcze Rybiński, że jego żonę straszono utratą pracy. Skandal - pomyślałem. Próba przekupstwa, oczywiście obrzydliwa. Ale próba zastraszania, szantażowania żony Profesora, to zbrodnia wręcz.
W tej atmosferze emocjonalnego napięcia i zniesmaczenia zacząłem dochodzić, kto szantażował i zastraszał. Bo korumpował ktoś "z bliskiego otoczenia Tuska". Pewnie więc i stamtąd próby wpływania na Profesora przez naciski na żonę były. Ale kto? Wpływał, korumpował, szantażował, zastraszał? Profesor wie, ale nie powie? Znaczy powie (to za PAP), ale tylko Tuskowi premierowi w cztery oczy.
Jeśli tak, Panie Profesorze, to może od tego trzeba było zacząć. Jak sądzę nie trzeba medialnego show, by głos takiego ekonomisty do premiera dotarł. A jak się idzie z posądzeniami bez dowodów do mediów, to chyba tylko dla taniego publicity. Panie Profesorze, wszystko albo nic! Fakty albo wstyd!
PS. Przez taki tani show, jaki Pan nam funduje, traci Pan wiarygodność, a tej wielbicielom Pana talentu analizy ekonomicznej potrzeba bardziej niż Pana w Senacie.