Dlatego ze zdumieniem stwierdziłem, że kółko różańcowe pod nazwą zarząd Platformy zdefiniowało na swoim ostatnim posiedzeniu jakiś problem. I to przez duże P, a zwie się on Hanna Gronkiewicz-Waltz. Nie chodzi tym razem o żadne piwko czy lanserski zegareczek. Ani nawet o te 5 zł, których prezydent stolicy pożałowała na bilet do parku. Rzecz w dramatycznym spadku popularności Platformy spowodowanym w dużej mierze słabością zarządzania w bastionie PO, czyli w Warszawie. Oczywiście kwestia słabości zarządzania to opinia niżej podpisanego, bo jak państwo wiedzą, tu prawie cytat z Hanny Gronkiewicz-Waltz - winne są przede wszystkim media.
Bo to one stoją za gigantyczną porażką przy wprowadzaniu ustawy śmieciowej. I to przez nie warszawiacy rozdrażnieni są opóźnieniem i błędami przy budowie metra itd., itp. W sumie więc - kierując się tą logiką - media wymusiły na zarządzie naszej wodzowskiej partii plan ratowania pani prezydent stolicy. I wydobycie jej z niesprawiedliwości głębokiej. Sam premier ma się w to ratowanie włączyć i pijar poprawić. A są przecież rozwiązania prostsze.
Pierwszym krokiem w tej krucjacie powinno być referendum. Bo żadne działanie dla ratowania wyblakłego dziś konterfektu szefowej stolicy tak jej nie pomoże, jak wygrany pojedynek z protestującymi mieszkańcami Warszawy. Niech demokracja ochroni Hannę Gronkiewicz-Waltz i Donalda Tuska. To najlepszy pijar. A problem? Ten z zarządzaniem Warszawą pozostanie...
None