Podczas powitania ze zgromadzonymi przed łucką katedrą rzymskokatolicką Prezydenta RP zaatakował 21-letni bojowiec z prorosyjskiej organizacji Słowiańska Gwardia. Na szczęście jajkiem, które wgniótł w ramię atakowanego obiektu, czyli Komorowskiego, a nie nożem, brzytwą lub młotkiem. O innych możliwych narzędziach ataku nie wspominam. Przy biernej postawie naszego BOR-u rzecz mogła się skończyć naprawdę tragicznie. A skończyła tragikomicznie. Jaki prezydent, taki zamach - chciałoby się zacytować tu słowa samego Bronisława Komorowskiego. Wypowiedział je jeszcze jako marszałek Sejmu w 2008 roku, zaraz po ostrzelaniu kolumny z samochodem śp. Lech Kaczyńskiego w Gruzji.
To ówczesne lekceważenie głowy państwa i wypowiedziane wówczas pogardliwe słowa jak bumerang wróciły do obecnego mieszkańca Belwederu właśnie w Łucku. Tyle że teraz natychmiast po ataku dokonano analizy i przystąpiono do wdrażania programu naprawczego, antyjajecznego, o czym zapewnia nasz MSW.
A poza śmiesznością - post factum - całej sytuacji warto zwrócić również uwagę na nieoficjalne analizy dobiegające z obozu polskich BOR-owików. Otóż twierdzą oni, podobno dość zgodnie, że winę za dopuszczenie do ataku na prezydenta Komorowskiego ponoszą Ukraińcy, jako gospodarze. To po co tam był BOR? Chyba tylko po to, by jajem ośmieszyć głowę państwa, a nam, dziennikarzom, dać możliwość jeszcze jednej analizy brutalnych słów "jaki prezydent, taki zamach". I choćby tylko dlatego prezydent Komorowski powinien żądać rozwiązania BOR. Przecież biuro jest do ochrony, a nie ośmieszania, czego chyba nie rozumie.