Pomoce nauczyciela pracują z dziećmi z niepełnosprawnością intelektualną. Jak same mówią - to praca, która daje poczucie sensu, ale jest też wyczerpująca. Ich uczniowie czasem nie umieją wyrazić swoich emocji, frustrują się - potrafią uderzyć, podrapać, ugryźć. To pomoc nauczyciela jest ze swoimi uczniami cały czas. To ona odpowiada za ich bezpieczeństwo, pomaga w najprostszych czynnościach.
Dlaczego za tak odpowiedzialną i wymagającą pracę płaci się poniżej minimalnej? W Warszawie taka pensja nie wystarcza na wynajęcie kawalerki - a poza mieszkaniem trzeba też coś jeść, w coś się ubrać, jakoś dojechać do pracy. Nie ma mowy, żeby przeżyć w stolicy za 2300.
Jak to w ogóle możliwe? Premier Morawiecki co roku wydaje rozporządzenie, które pozwala płacić pracownikom samorządowym mniej. Rząd uznaje, że niektóre zawody - często te najbardziej wymagające i potrzebne - po prostu nie zasługują na minimalne wynagrodzenie.
Z drugiej strony, Rafał Trzaskowski chętnie korzysta z tej opcji. Rząd nie zabrania mu płacić więcej niż to nieszczęsne 2900. Gdyby chciał, mógłby powiedzieć: “opieka nad dziećmi z niepełnosprawnością to bardzo ciężka praca, będziemy za nią godnie płacić”. To nie byłby wielki wydatek, Warszawę na to stać. Ale najwyraźniej w rządzonej przez PO Warszawie to nie jest priorytet.
Pomoce nauczyciela i inne osoby zatrudnione w szkołach specjalnych - woźne, kucharki, konserwatorzy, mają tego dość. Założyli związek zawodowy i grożą strajkiem we wrześniu. Średnio ich interesuje, czy winny jest Czarnek czy Trzaskowski. Chcą 3 tysięcy złotych na rękę i dodatku za pracę w trudnych warunkach. I naprawdę trudno uznać te postulaty za szczegolnie wygórowane.
Miasto może na nie odpowiedzieć - zanim wybuchnie strajk. Inaczej szkoły specjalne w stolicy mogą przestać normalnie działać po wakacjach. Za spychologię w wykonaniu rządu i stolicy zapłacą wtedy najsłabsi – dzieci z niepełnosprawnością i ich rodzice.