Zgodnie z artykułem 139 konstytucji RP prezydent może ułaskawić osobę skazaną, gdy m.in. wymagają tego „względy sprawiedliwości”. Dzięki takiemu przepisowi mamy furtkę do legalnej obrony przed systemową przemocą lub po prostu pomyłkami władzy sądowniczej. A przecież sądy (wbrew temu, co lubi o sobie myśleć środowisko) nie składają się wszak z nadludzi. Założenie togi nie sprawia, że osoba wydająca wyroki w imieniu RP przestaje być podana na naciski czy polityczne lub klasowe sympatie. Owszem, w historii III RP prezydenci korzystali z prawa łaski na różne – zazwyczaj nieładne - sposoby. Wyciągali z kłopotów swoich partyjnych kolegów lub ratowali dobrze ustosunkowanych i bogatych skazańców.
Ułaskawienie Śpiewaka to jednak zupełnie inna historia. Tu mamy do czynienia z pomocą udzieloną tzw. sygnaliście. Sygnalista (po angielsku „whistleblower) to zwykły obywatel, który w pojedynkę rzuca wyzwanie jakiejś kompleksowej społecznej patologii. W tym wypadku działaniom warszawskiej mafii reprywatyzacyjnej, która z „odzyskiwania” gruntów i kamienic uczyniła sobie intratny interes. Interes ten wiązał się jednak z dramatem eksmisji czy zadłużenia dziesiątków tysięcy najbiedniejszych mieszkańców stolicy. Taki sygnalista spełnia rolę niezwykle ważną. Zwłaszcza, gdy zawodzi polityczny czy medialny establishment. Który albo jest w proceder uwikłany, albo ociąga się z doprowadzeniem do faktycznego ozdrowienia.
Sygnalistę niezwykle łatwo jednak „odstrzelić”. Zazwyczaj robi się to w białych rękawiczkach - właśnie przy pomocy wyroków sądowych. Nie żadne tam dożywocie ani zimne kazamaty. Raczej nękanie średniej wielkości grzywnami. Tu 15 tys. tam 25 tys. zł. Najczęściej pod pojemnym pojęciem „zniesławienia”. I jeżeli sygnalista nie jest milionerem gotowym przepuścić całą swój majątek i nie stanie za nim żadna bogata instytucja, to wystarczy. W końcu odpuści. Co oczywiście podziała „dyscyplinująco” na innych potencjalnych sygnalistów i zniechęci ich do walki z niesprawiedliwością.
Dlatego ułaskawienie Śpiewaka to dobra wiadomość. Oznacza, że reprywatyzację trudniej będzie zamieść pod dywan. Choć wielu jej beneficjentów bardzo by sobie tego życzyło.