- Byliśmy młodzi, kochaliśmy, mieliśmy plany... i nagle wielu z nas wylądowało na Pawiaku, albo w więzieniu na Rakowieckiej. Nagle dopadły nas niedobre, tragiczne czasy. Przeżyliśmy piekło na ziemi – opowiada pani Hanna Stadnik, ps. Hanka i dodaje, że wybuchu powstania nie dało się powstrzymać. - Nikt nie miałby siły by to zrobić... moi koledzy, przyjaciele, chłopcy chodzili z bronią już kilka tygodni. Przygotowywali się rok. Najpierw był entuzjazm, bo poczuliśmy się wolni. Pierwszego sierpnia zapanowała euforia, mówili, że powstanie potrwa trzy, góra cztery dni. Później... trwoga, spadliśmy do piekła - mówi nam wzruszona „Hanka”. Na pytanie o najcięższe przeżycia 63 dni nie chce odpowiadać. - Byłam sanitariuszką. W moich ramionach umierali przyjaciele. Koledzy, koleżanki... odchodzili na moich oczach. Nie chcę do tego wracać – mówi, ledwo powstrzymując łzy.
Dziś do młodych ludzi ma jeden przekaz. - My przegraliśmy z honorem, a wy pamiętajcie: bez wolności trudno żyć. Nie dopuśćcie, aby taka tragedia kiedykolwiek się powtórzyła! - podkreśla zdecydowanie. Jednocześnie dodaje, że jest zaniepokojona tym, co widzi na polskiej scenie politycznej. - Polacy zostali przekupieni. Nie mamy przyjaciół, zrywają z Europą, wiem na co ich stać... nigdy więcej nie dopuście do tragedii – apeluje Hanna Stadnik.