Sytuacja miała miejsce tydzień temu - 24 stycznia. Wojtunik, który obecnie jest doradcą rządu Mołdawii ds. korupcji, pojawił się w Polsce. Zeznawał przed sejmową komisją śledczą ds. Amber Gold. Jego przyjazd musiał zainteresować kieleckich śledczych, bowiem tego samego dnia wysłali mu wezwanie na przesłuchanie. Miał się stawić w prokuraturze następnego dnia rano w charakterze świadka. Żeby wezwanie dostarczyć, zaangażowano stołecznych policjantów. Ci pojawili się w warszawskim mieszkaniu u Wojtunika wieczorem. Zastali jednak jedynie córkę. Gdyby mundurowi śledzili posiedzenie komisji ds. Amber Gold, wiedzieliby, że byłego szefa CBA w domu nie będzie. Informował on o tym na początku posiedzenia sejmowej komisji. - Proszę o jak najszybsze zakończenie przesłuchania, bo wieczorem lecę do Brukseli - apelował Wojtunik. Według naszych informacji, mundurowi pojawili się w mieszkaniu u byłego szefa CBA co najmniej dwa razy. I dwa razy go nie zastali. Jak więc śledczy uzasadniają swoje działania? Komenda Stołeczna odmówiła odpowiedzi, zasłaniając się ustawą o danych osobowych.
- Informujemy, że prawo do informacji publicznej doznaje ograniczeń z uwagi na potrzebę ochrony prawnie chronionych tajemnic, w tym prawa do prywatności osoby fizycznej. Zakres prawa do prywatności jest tożsamy z ochroną przewidzianą w Ustawie o Ochronie Danych Osobowych – informuje nas Tomasz Oleszczuk z wydziału komunikacji Komendy Stołecznej Policji. Z kolei prokuratura w Kielcach potwierdza, że doszło do takiego zdarzenia, jednak nie widzi w tym nic nadzwyczajnego. - Sposób doręczenia wezwań jest zgodny z procedura karną i nie jest żadnym nadzwyczajnym działaniem - twierdzi z kolei Daniel Prokopowicz, rzecznik kieleckiej prokuratury. Śledczy pytani czego dotyczyło postępowanie, na które był wzywany Wojtunik, zasłaniają się tajemnicą śledztwa.
Przypomnijmy, że to nie pierwsza w ostatnim czasie sprawa, na którą jest wzywany przez prokuraturę były szef CBA. - Jest około dziesięć postępowań, w ramach których muszę się stawiać w prokuraturze. Czasami zdarzają się momenty komiczne, czasami dramatyczne dla mojej rodziny, tak jak wtedy, kiedy prokuratura wysokiego szczebla wezwała na tajne przesłuchanie moją kilkunastoletnią córkę. Do dzisiaj odbija się to na jej poczuciu bezpieczeństwa. Nie mogę mówić o szczegółach, gdyż zostały utajnione, ale to było dla niej traumatyczne przeżycie. Nie rozumiem, jak można tak postępować. Tak nigdy nie robiliśmy nawet wobec rodzin liderów grup przestępczych. Tymczasem większość tych spraw nie ma, moim zdaniem, żadnych podstaw faktycznych, a są prowadzone na wyraźne polecenie prokuratury generalnej. Mają natomiast na celu wykazanie opinii publicznej tego, jakim rzekomo złym szefem CBA byłem. – mówił kilka dni temu w wywiadzie dla onet.pl Wojtunik.
W podobnym tonie wypowiedział się w rozmowie z nami. - Co tu komentować, ręce opadają. Trudno wierzyć, że nie ma w tym niewidzialnej ręki, która tym wszystkim steruje - mówi Wojtunik.