Nowak jest oskarżony o to, że nie wpisał do oświadczeń majątkowych luksusowego zegarka marki Ulysse Nardin, który kosztował 20,5 tys. zł. A miał taki obowiązek. – Z naszych ustaleń wynika, że świadomie zataił tę informację – mówi prokurator Przemysław Nowak (zbieżność nazwisk przypadkowa).
Były minister w sądzie tłumaczył, że nie wiedział, iż rzeczy osobiste należy wpisywać do oświadczeń majątkowych. – Czy garnitur, komputer osobisty i kino domowe też trzeba wpisywać do oświadczenia majątkowego? A protezę za 30 tys. zł? – pytał polityk. Jego zeznania spotkały się z szybką ripostą sędziny prowadzącej sprawę. – Gdyby pan wiedział, że tak, to nie byłoby pana teraz na ławie oskarżonych. Ja składam oświadczenie i nie mam wątpliwości – strofowała go sędzia Dorota Radlińska.
Zobacz też: Sławomir Nowak jest ZEREM! To parlamentarny bumelant i kombinator!
Nowak podkreślał, że nigdy nie zastanawiał się, czy powinien wpisać zegarek do oświadczenia. Dwukrotnie jednak w tej sprawie pytania wysyłał do niego „Super Express”. Nasze e-maile są najważniejszym dowodem w sprawie. – Nie potraktowałem ich pytań poważnie. To był pracowity czas, a oni znów chcieli mnie obśmiać. Wyrzuciłem to z pamięci – tłumaczył polityk.
W sądzie musiała go bronić matka. – On bardzo cieszył się z tego prezentu. Z dumą go nosił – mówiła z płaczem pani Halina. Jak zeznała, na zegarek przekazywała razem z mężem przez kilka lat 300–400 zł miesięcznie. W sumie rodzice dołożyli politykowi ok. 4 tys. zł. W tym czasie jej mąż miał rentę ok. 1000 zł, a ona otrzymywała emeryturę ok. 1500 zł. Z kolei Monika Nowak, żona byłego ministra, zeznała w sądzie, że to był jej pomysł, iż „dobry zegarek będzie dopełnieniem wizerunku polityka”. – Zresztą mąż od dawna o tym marzył, ale uważał, że kwota jest duża. Ja postanowiłam zrealizować jego marzenie i namówiłam jego oraz teściów do zbierania pieniędzy – mówiła pani Monika.
Nowakowi grożą nawet 3 lata. Kolejna rozprawa pod koniec maja.